Czwarty Katyń w BYKOWNI - Cmentarz sowieckiego LUDOBÓJSTWA na Polakach pod Kijowem

2012-09-25 4:50

Żadnego wyróżniania jakiejkolwiek narodowości nie będzie, bo byłoby to wtrącanie się w wewnętrzne problemy Ukrainy i doprowadzi do poważnego zaognienia stosunków - tak przed powstaniem polskiego cmentarza w Bykowni ostrzegał jeszcze w 2007 r. wiceszef ukraińskiego IPN Roman Krucyk. Protestowali też ukraińscy nacjonaliści twierdząc, że żadni Polacy nie zostali tu pochowani (czytaj: wrzuceni do dołów śmierci), tylko dziś polscy naukowcy podrzucają tu przedmioty "zagranicznej", niesowieckiej produkcji. Strzępki polskich mundurów, buty, guziki, medaliki, oprawki okularów, monety z najmłodszymi nominałami z 1939 r., a nawet polskie przedwojenne prawo jazdy. Wobec sprzeciwu Ukraińców ekshumacje kilkakrotnie musiały być przerywane.

W ostatni piątek polski cmentarz wojenny w Bykowni pod Kijowem otworzył Bronisław Komorowski razem z Wiktorem Janukowyczem. I choć prezydent Ukrainy wyjechał zaraz po przemówieniach głów państw i nie uczestniczył w polskich obchodach, coś się jednak przez te kilka lat zmieniło.

Największa na Ukrainie nekropolia ofiar komunizmu, a dla nas czwarty cmentarz zbrodni katyńskiej, powstała 12 lat po memoriałach w Katyniu, Miednoje i Charkowie, ale za to w ekspresowym tempie niespełna pół roku. Nazwiska 3,5 tysiąca Polaków z ukraińskiej listy katyńskiej tuż obok ok. 100 tys. Ukraińców - ofiar Wielkiego Terroru jeszcze sprzed wojny. Na pamiętających mord drzewach obok wstążek niebiesko-żółtych zawisły biało-czerwone. To inaczej niż w Katyniu, gdzie cmentarze polskie i rosyjskie dzielą hektary.

Podobny jest gęsty las. I ten sam zbrodniczy rozkaz najwyższych władz ZSRS z marca 1940 r. o "rozładowaniu więzień NKWD", czyli wymordowaniu polskich oficerów wojska i policji, urzędników państwowych, nauczycieli, lekarzy. Elity II RP. Po sowieckiej inwazji na Polskę 17 września 1939 r. trafiali do więzień na tzw. zachodniej Ukrainie, czyli w przedwojennej Rzeczpospolitej: w Łucku, Stanisławowie, Lwowie, Drohobyczy i Tarnopolu. Ich życie kończył strzał w tył głowy w olbrzymim gmachu NKWD w centrum Kijowa, który dziś jest siedzibą ukraińskiego premiera.

Jeszcze do niedawna w odległej o 15 km od Kijowa Bykowni starano się zatrzeć wszelkie ślady. Terenem był zainteresowany deweloper. Tak jak w czasach ZSRR, kiedy władze planowały wybudowanie tu dworca autobusowego. W latach 70. wszystkie doły były kilkakrotnie potajemnie otwierane, aby wyczyścić je z przedmiotów, które pozwoliłyby na identyfikację narodowościową. Okoliczni "poszukiwacze skarbów" też nie próżnowali, szabrując co cenniejsze przedmioty. Oficjalnie w Bykowni pogrzebano "radzieckich żołnierzy, partyzantów, konspiratorów, spokojnych obywateli, zakatowanych przez faszystowskich okupantów w latach 1941-1945".

Po ponad 72 latach rodziny ofiar zbrodni katyńskiej po raz pierwszy zobaczyły na cmentarzu w Bykowni tabliczki z imionami i nazwiskami swoich krewnych. To kolejny milowy krok do zerwania z kłamstwem katyńskim. Aby całkowicie zniknęło, musi jeszcze powstać piąty cmentarz - w Kuropatach pod Mińskiem. Brakuje kilka tysięcy nazwisk z białoruskiej listy. Ale na to musimy poczekać, bo Białoruś ma dużo dalej do Europy i Polski niż Ukraina.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki