- Jeszcze trzy miesiące temu normalnie pracowałam. Byłam zmęczona. Poszłam do lekarza. Po zrobieniu USG i badań okazało się, że mam nowotwór żołądka z naciekami na dwunastnicę. Rak nieoperacyjny - mówi Kinga Szweda.
Często o niej pisaliśmy. Bo jak tu nie pisać o pięknej policjantce z Tucholi, wicemistrzyni świata, mistrzyni Europy i wielokrotnej mistrzyni Polski w fitness sylwetkowym. Przywoziła medale z najbardziej prestiżowych imprez. I była okazem zdrowia.
- Nie wiem skąd ten rak. U mnie nikt w rodzinie na to nie chorował. A teraz się okazuje, że można go zabić jedynie chemią - opowiada. Ale zanim ją dostała, trafiła do szpitala z powodu mechanicznej żółtaczki. Potem wysiadły jej nerki. - Wyniki miałam takie, że lekarze chcieli mnie umieścić w hospicjum. Postawili na mnie krzyżyk. Nikt mi tego nie powiedział, ale miałam po prostu umrzeć. Lekarze byli przekonani, że moje dni są policzone, bo ten rak rósł w gigantycznym tempie - wyjaśnia.
Właśnie wtedy powiedziała sobie, że się nie da. Jak wcześniej walczyła o medale i puchary, tak teraz postanowiła walczyć o życie. - Na razie czuję się świetnie. To zasługa leków, które są potwornie drogie - wyjaśnia. Jeszcze droższa jest terapia wzmacniająca w specjalistycznej klinice w Niemczech. Trzytygodniowa kuracja kosztuje 60 tys. zł. Kinga Szweda zbiera na nią pieniądze. Ma dopiero 31 lat i narzeczonego strażaka, dla którego pragnie żyć.
Pomóżmy pani Kindze. Wpłat można dokonywać poprzez stronę https://zrzutka.pl/kinga lub na subkonto Fundacji Forani: 24 1750 0012 0000 0000 3287 3456, w tytule przelewu konieczny jest wpis: "DAROWIZNA Kinga Szweda".