Ktoś wepchnął Ewę do Warty?

2015-12-02 3:00

Ewy Tylman (26 l.) szuka cały Poznań. Plakaty z jej zdjęciem wiszą na każdej ulicy, setkach drzew. Nikt nie może zrozumieć, jak doszło do tego, że młoda kobieta zaginęła w centrum miasta, pod czujnym okiem kamer monitoringu. - Pod uwagę wciąż bierzemy różne scenariusze, także ten, że doszło do nieszczęśliwego wypadku - mówi Andrzej Borowiak z wielkopolskiej policji. Piotr Tylman, brat zaginionej, idzie dalej. - Ktoś być może wepchnął moją siostrę do Warty - mówi mężczyzna.

Ewa Tylman zaginęła z niedzieli na poniedziałek 23 listopada. Z kolegą wyszła w nocy z lokalu, w którym bawiła się ze znajomymi z pracy. Ostatni raz widziana była w okolicach Warty, niedaleko mostu. To dlatego, gdy inne wersje powoli wykluczono, śledczy skupili się na poszukiwaniach na rzece.

Policjanci przekonują, że nie próżnują. Przejrzeli ponad sto godzin nagrań miejskiego i firmowego monitoringu, przesłuchali kilkadziesiąt osób. - Sprawdzaliśmy studzienki kanalizacyjne, brzegi rzeki patrolują policjanci na koniach i dron - wylicza Borowiak. Wczoraj także strażacy za pomocą sonaru przeszukiwali Wartę.

Swojej pracy nie przerywa biuro detektywistyczne Krzysztofa Rutkowskiego, a nagrodę za jakiekolwiek informacje o Ewie podwyższyło z 10 do 40 tys. zł. Piotr Tylman, brat zaginionej, chociaż wciąż ma nadzieję na odnalezienie siostry żywej, dopuszcza myśl, że Ewa już nie żyje. Jedna z hipotez mówi, że kobieta się utopiła.

- Ona była bardzo rozsądną osobą, na pewno sama się tam nie znalazła. Ktoś może wepchnął Ewę do rzeki - spekuluje pan Piotr. - Oby nie - dodaje zaraz.

Zobacz: Rodzina zaginionej: Zapłacimy okup za Ewę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki