Dla rodziców trzech dziewczynek koszmar zaczął się siedem miesięcy temu. Do tego czasu - jak mówią - stanowili szczęśliwą, kochającą się rodzinę.
- Zawsze bardzo się wspieraliśmy. Dziewczynki są dla mnie całym światem. Niczego im nie brakowało - mówi pani Kasia, zrozpaczona matka. Dzień, w którym przyszło jej oddać dzieci, był najgorszym w jej życiu. Najmłodsza Sabinka miała wtedy zaledwie pół roku, była jeszcze karmiona piersią.Dlaczego normalnej do tej pory rodzinie odebrano dzieci? Wszystko zaczęło się od anonimowego donosu w czerwcu 2013 r. Ktoś zawiadomił policję, że z domu dochodzą krzyki i płacz dzieci, a już w lipcu sąd zarządził kuratora. W grudniu natomiast Ewa Kopczyńska - sędzia prowadząca sprawę - stwierdziła, że państwo Bałut nie stosują poleceń kuratora. Sędzia wzięła też pod uwagę "niezadowalające warunki lokalowe" - Bałtowie mają małe, niespełna 40-metrowe mieszkanie - i zdecydowała o zabraniu dzieci rodzicom.
Rodzina nie jest patologiczna, wręcz przeciwnie, obydwoje rodzice pracują. W dodatku próbują wyremontować dom, aby się tam przenieść, mają nadzieję, że wraz z dziećmi. Pani Katarzyna walczy jak może, aby dzieci odzyskać. One także niczego bardziej nie pragną niż wrócić do rodzinnego domu.
- Jestem wykończona psychicznie i fizycznie. Schudłam dziesięć kilogramów, nie śpię po nocach. Mąż zdemontował łóżko najmłodszej córki, bo wstawałam w nocy i chciałam ja przytulić - opowiada zrozpaczona matka. Nawet kierownik Ośrodka Pomocy Społecznej w Nisku Elżbieta Tłusty przyznaje, że widzi bardzo silną więź emocjonalną matki z dziećmi.
Zobacz: Dramat w Głogowie. Kobieta zepchnęła z mostu koleżankę w ciąży