Krwawe sceny rozegrały się w grudniową noc 2012 roku przed jednym z klubów muzycznych w samym centrum Łodzi przy ulicy Piotrkowskiej. Robert K. (34 l.) przyszedł tam potańczyć razem z grupą znajomych. Gdy wychodził z lokalu, natknął się na stojącego w kolejce do środka Sergiusza J. Ten nagle wyciągnął spod kurtki nóż i zadał nim panu Robertowi pięć ran. Mężczyzna długo walczył o życie w szpitalu, zaś napastnik uciekł i przez kilka miesięcy się ukrywał.
Czytaj: Potrącony 13-latek zatrzymał pijanego kierowcę
W czerwcu 2013 roku zgłosił się na policję. Od tego czasu przebywa w areszcie. Stanął też przed sądem oskarżony o usiłowanie zabójstwa. W trakcie procesu twierdził, że sam został napadnięty i tylko się bronił. Sumienie go jednak ruszyło i zdecydował się przekazać swojej ofierze zadośćuczynienie w wysokości 100 tys. zł płatne w czterech ratach. Pan Robert kilkadziesiąt tysięcy złotych już otrzymał. Pozostałą część dostanie po uprawomocnieniu się wyroku.
- Żałuję tego, co zrobiłem. Przepraszam, że wyrządziłem komuś krzywdę - mówi Sergiusz J. Najwidoczniej liczy, że ten akt skruchy złagodzi wyrok, który ma zapaść w ciągu kilku tygodni. A grozi mu nawet dożywocie.