W miniony czwartek, w Sosnowcu na placu budowy, jeden z pracowników zakładu uzdatniania wody poślizgnął się i uderzył ręką o rurę. Współpracownicy natychmiast wezwali pogotowie jednak od dyspozytorki usłyszeli, że przedstawione przez nich objawy nie stanowią zagrożenia życia lub poważnej utrarty zdrowia i odmówiła wysłania karetki na miejsce zdarzenia. 46-latek czuł się coraz gorzej, zaczął majaczyć. Kolejna próba wezwania pogotowia ponownie nie przyniosła oczekiwanego rezultatu. Dopiero w momencie, gdy mężczyzna stracił przytomność zgłosznie zostało przyjęte. Zajęło to aż trzy kwadranse, ponieważ karetka została wysłana z Jaworzna. Jednak reakcja ze strony pogotowia ratunkowego okazała się zbyt późna - mężczyzna zmarł. W tej sprawie wypowiedział się, na łamach TVN24.pl, kierownik dyspozytorni pogotowia ratunkowego w Sosonowcu, Wojciech Bański - Zespoły ratownictwa medycznego wysyłane są w przypadkach nagłego, gwałtownego pogorszenia stanu zdrowotnego pacjenta, które grozi wystąpieniem niebezpiecznych powikłań na „tu i teraz”.
Sprawą zajęła się prokuratura - Postępowanie jest prowadzone w dwóch aspektach. Jeden aspekt obejmuje wypadek w pracy ze skutkiem śmiertelnym oraz w drugim aspekcie narażenia człowieka na bezpośrednie niebezpieczeństwo utraty życia i zdrowia - tłumaczy, w rozmowie z TVS.pl, Magdalena Ziobro z Prokuratury Rejonowej Sosnowiec-Południe. Jeżeli prokuratura postawi zarzuty w tej sprawie, dyspozytorce grozi nawet do 8 lat pozbawienia wolności.
Mężczyzna pozostawił swoją rodzinę bez środków do życia. Osierocił dwoje dzieci.
Zobacz też: 4-letni Filip udusił się na zjeżdżalni. Ojciec go reanimował. NOWE FAKTY z Łęk Górnych