To był długo wyczekiwany potomek. - Chuchałam i dmuchałam na siebie w ciąży. Poszłam na zwolnienie lekarskie, robiłam badania, zdrowo się odżywiałam - opowiada mama Adasia. Wszystko było dobrze do trzeciego dnia po narodzinach. Wtedy rodzice usłyszeli, że ich malutki synek cierpi na nietypową chorobę, na którą nie wymyślono jeszcze leku - rdzeniowy zanik mięśni.
W jednej chwili radość zmieniła się w rozpacz. Ale Skrzypkowie nie poddali się, postanowili walczyć o życie synka. - Zaczęliśmy czytać o tej chorobie. Okazało się, że chociaż w Polsce możemy Adasia ratować tylko poprzez rehabilitację mięśni, to na świecie istnieją ośrodki, gdzie dzieci są poddawane eksperymentalnej terapii, która przynosi cudowne efekty - mówi pani Aneta. Problem w tym, że Skrzypków na nią nie stać. Sama terapia jest bezpłatna, ale koszty wyjazdu (być może kilku) za granicę, długich pobytów oraz drogiej rehabilitacji znacznie przekroczą 100 tys. zł, a mogą nawet wynieść kilkaset tysięcy.
Pani Aneta jest na urlopie macierzyńskim, pan Tomasz pracował w Szwecji, ale wrócił, żeby być przy żonie i synku. Oboje wierzą jednak, że będzie dobrze i dlatego proszą o wsparcie. - Nigdy w życiu nikogo nie prosiliśmy o pomoc, ale zrobimy wszystko, by Adaś żył i został z nami - mówią z nadzieją.
Zobacz także: Alarm bombowy w kościele w Nysie. Żartowniś miał 3 promile