- Sędziom zdarza się popełniać błędy. Dlatego powstały instytucje odwoławcze, które weryfikują słuszność decyzji sądów pierwszej instancji - powiedziała Ewa Leszczyńska-Furtak z Sądu Okręgowego w Warszawie, który wczoraj rozpatrywał zażalenie prokuratury na brak aresztu dla Arkadiusza Ł. Obrońcy "Hossa" byli pewni, że mu się upiecze. Ale on wyczuł pismo nosem i nie pojawił się w sądzie. O godz. 14 prokurator Paweł Szpringer poinformował, że tym razem decyzja sądu była po myśli śledczych. - Dozór i poręczenie majątkowe zamieniono na tymczasowy areszt, m.in. ze względu na obawy matactwa procesowego, prognozowanej wysokiej kary oraz faktu, że podejrzany nie ma w Polsce stałego miejsca zamieszkania. Stan zdrowia Arkadiusza Ł. nie był na tym posiedzeniu tematem wiodącym - powiedział.
Argumentem za zamknięciem wnuczkowego bossa był także fakt, że od ubiegłej środy nie stawia się na dozór, a do sądu wysyła dokumenty, które nie zostały uznane za odpowiednie usprawiedliwienie. Obrońca "Hossa" ma inne zdanie. - Mamy dokumentację lekarską, w której stwierdzono, że mój klient jest osobą chorą na serce i nie może przebywać w warunkach izolacji, będę składał zażalenie od czwartkowej decyzji - zapowiedział mec. Aleksander Kowzan. - Mój klient pozostaje do dyspozycji organów ścigania i według mojej wiedzy przebywa na terenie naszego kraju - zapewnił. Miejsce jego pobytu ma ustalić policja. Kryminalni zapowiedzieli, że jak tylko dostaną takie polecenie, są gotowi go szukać. Nawet za granicą.