Będzie bat na eurocwaniaków

2009-11-24 7:33

Klawe życie polskich eurocwaniaków może się niebawem skończyć! Po naszym wczorajszym tekście, w którym ujawniliśmy, że europosłowie zarabiają 1200 zł za udział (a raczej podpis na liście obecności) w sejmowych komisjach, na Wiejskiej zawrzało. - Zainteresuję się tą sprawą - mówi "Super Expressowi" Elżbieta Witek, szefowa Sejmowej Komisji Etyki.

Posłanka nawet nie wiedziała, że europosłowie mogą brać udział w pracach komisji krajowego parlamentu. Nie wiedziała też, że dostają za to tak duże wynagrodzenie. - Jeśli ktoś pojawia się w Sejmie tylko po to, by podpisać się na liście obecności i zainkasować w Brukseli dietę, to nie jest to w porządku - mówi Witek. Jej zdaniem władze klubów powinny przyjrzeć się aktywności wszystkich posłów na komisjach. - Mają różne środki, by zmobilizować ich do pracy. Często najlepszym elementem wewnątrzklubowej dyscypliny jest po prostu uderzenie po kieszeni - wyjaśnia Witek.

Sprawą zainteresował się też marszałek Sejmu Bronisław Komorowski. - Nie mamy wpływu na to, jakie dokumenty są potrzebne, aby eurodeputowany dostał jakieś pieniądze z tytułu diety - tłumaczył na antenie Radia RMF FM. W rozmowie z "Super Expressem" Komorowski mówi wprost:

- Dobrze, że ujawniacie takie rzeczy. Wasza publikacja powinna być ostrzeżeniem dla tych posłów, którzy nie traktują poważnie swoich obowiązków.

Polscy posłowie w nieoficjalnych rozmowach przyznają, że "cwanym europosłom" można utrudnić życie. Przewodniczący komisji powinni pilnować, by nie oddalali się z pracy zaraz po złożeniu podpisu na liście obecności. Przede wszystkim zaś listy obecności powinny leżeć na biurku przewodniczącego, a nie na korytarzu przed salą, w której odbywa się posiedzenie.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki