Pospieszalski odpiera zarzuty w sprawie filmu Solidarni 2010

2010-04-29 10:29

Publicysta Jan Pospieszalski nie ma sobie nic do zarzucenia w kwestii zrealizowanego przez siebie "dokumentu" "Solidarni 2010", w którym jeden z przypadkowych przechodniów obarczył winą za katastrofę prezydenckiego samolotu.... nieistniejące KGB. "Przechodzień" ten okazał się... aktorem telewizyjnym.

- Zarejestrowaliśmy dziesiątki godzin materiału, rozmawialiśmy z setką osób. Z tych rozmów wyłania się wspaniały obraz pewnego fenomenu społecznego, dobra, które jest w ludziach, ich troski i niepokoju o Polskę, a jednocześnie odradzania się postawy obywatelskiej, miłości ojczyzny i solidarności - tłumaczy się Pospieszalski w rozmowie z Wirtualną Polską. I jednocześnie obarcza winą dziennikarzy za... zbytnią dociekliwość.

Patrz też: Film Pospieszalskiego Soidarni 2010 - płakał aktor

- Tymczasem niektórzy dziennikarze zamiast dostrzec ten niesamowity potencjał, rozpoznali w jednej czy drugiej wypowiadającej się osobie aktora i próbują zdyskredytować ten dokument - odpiera zarzuty publicysta. A potem atakuje innych dziennikarzy: - Napastliwe ujadania, jakie dziś słychać chcą zakrzyczeć rzeczywistość. Bo obraz, który wyłania się z naszego filmu jest trochę inny niż ten zadekretowały przez pozostałe media - twierdzi.

Jednocześnie Pospieszalski sam przyznaje, że wierzy, że to KGB (rozwiązane 19 lat temu) mogło stać za katastrofą tupolewa. - Ewidentnie ktoś chochluje, manipuluje, Internet aż huczy, powstają specjalne strony internetowe poświęcone alternatywnym wersjom wydarzeń - tłumaczy.

Jednostronny dokument Pospieszalskiego, tuż po emisji w telewizji publicznej, od razu stał się obiektem zażartych dyskusji. Zarzucono mu brak obiektyizmu oraz rozsiewanie spiskowych teorii, które psują stosunki polsko-rosyjskie.


 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki

Nasi Partnerzy polecają