Tak rodziny identyfikowały ciała ofiar katastrofy Tu-154M: Rosjanie pytali o szczegóły, pokazywali zdjęcia, niektórzy widzieli zwłoki

2010-04-29 10:40

Dla rodzin ofiar katastrofy prezydenckiego Tu-154M identyfikacja ciał bliskich, którzy zginęli, była przeżyciem nie do opisania. Rosjanie pomagali Polakom jak tylko mogli, na miejscy był sztab psychologów i kapłani, ale chwile spędzone w Moskwie bliscy ofiar podsumowują krótko: to było jak pobyt na polu po bitwie.

"Nasz Dziennik" przeprowadził wywiad z żoną jednej z ofiar katastrofy prezydenckiego samolotu pod Smoleńskiem. Po trzech tygodniach od wypadku zdecydowała się ona opowiedzieć jak wyglądała identyfikacja ciał ofiar i jej pobyt w Moskwie. Prosząca o anonimowość kobieta sytuację, w której się znalazła porównała do pobytu na polu po bitwie.


Rosjanie w wielkim szacunkiem podchodzili do przybyłych Polaków. Wszyscy zostali zakwaterowani w bardzo dobrym hotelu. Zorganizowano i umożliwiono im dostęp do kaplicy zlokalizowanej w moskiewskim Instytucie Medycyny Sądowej. Przez cztery dni pobytu towarzyszyła im też nieustannie minister Ewa Kopacz.

Pomagali wszyscy, pracownicy ambasady i prywatne osoby

Na jaką pomoc mogli liczyć bliscy ofiar? Każda rodzina miała przydzielony czteroosobowy zespół. Psycholog i tłumacz, przedstawiciel Ministerstwa Spraw Nadzwyczajnych oraz śledczy. Pomoc nieśli pracownicy polskiej ambasady w Moskwie i prywatne osoby, głównie biznesmeni, którzy prowadzą w Rosji interesy.

Rozmowa, zdjęcia osobistych rzeczy, tylko niektórzy widzieli ciała

Sam proces identyfikacji zwłok też był przygotowany tak, żeby bliscy ofiar doznali jak najmniejszego szoku. Rozpoczynał się od wywiadu. Rodziny były przepytywane odnośnie cech szczególnych ofiary katastrofy. Następnie śledczy weryfikowali uzyskane informacje. Kiedy znaleźli identyczny lub podobny szczegół do przedstawionego przez członków rodziny okazywali zdjęcia lub prezentacje komputerowe. Tylko niektórzy widzieli ciała.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki