Wypadek autobusu na Puławskiej. Kierowca przyznaje: Rozbiłem autobus, bo ściszałem radio

2011-05-16 15:30

Wszystko rozegrało się w ułamku sekundy. Marek B. (52 l.), kierowca miejskiego autobusu, zjeżdżał ślimakiem z estakady. Schylił się na chwilę i stracił drogę z oczu. - Radio chciałem tylko ściszyć - mówi zdruzgotany "Super Expressowi". Potem już tylko patrzył z przerażeniem, jak autobus pełen ludzi toczy się w dół skarpy i uderza w barierkę. W wypadku na szczęście nikt nie zginął. Rannych zostało jednak 38 osób.

Do wypadku doszło na warszawskim Mokotowie w sobotę, około godz. 14. Autobus linii 739 jechał wiaduktem w kierunku Piaseczna. Zjeżdżając z niego, nie skręcił prawidłowo, ale przejechał przez krawężnik i zjechał z nasypu na ulicę Rzymowskiego.

Później uderzył w barierki oddzielające pasy ruchu. Zderzyła się z nim też nadjeżdżająca toyota. - To było straszne. Myślałam, że już po mnie - opowiada pani Teresa Lewandowska (63 l.) , jedna z poszkodowanych w wypadku kobiet. - Nagle poleciałam do przodu. Uderzyłam głową w coś twardego. Poczułam w ustach smak krwi... Straciłam przednie zęby.

Przeczytaj koniecznie: Wypadek autobusu na Puławskiej: 16-latek ma złamany kręgosłup

Początkowo wyglądało na to, że najbardziej ucierpiał kierowca. Strażacy, którzy przyjechali na miejsce, musieli go z autobusu wycinać specjalnymi piłami. Na szczęście skończyło się na ogólnych, niezbyt groźnych obrażeniach.

Początkowo policjanci zakładali trzy wersje wydarzeń: zasłabnięcie kierowcy, awarię autobusu i błąd w prowadzeniu pojazdu. Szybko jednak wykluczyli dwie pierwsze. Sam kierowca zresztą przyznaje się do błędu w rozmowie z "Super Expressem". - Radio ściszałem, było nisko... potem nic nie pamiętam - opowiada.

W wypadku poszkodowanych zostało w sumie 38 pasażerów. W niedzielę wieczorem według stołecznej policji w szpitalach było jeszcze 8 osób, w tym troje dzieci.


Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki