Olgierd Stankiewicz ma długą kartę jako działacz opozycyjny. Zaczęło się, gdy jako młody chłopak - żołnierz w wojskach lotniczych Marynarki Wojennej - zorientował się, że nie chce stać po tej stronie barykady. - Pisałem raporty o zwolnieniu mnie do cywila, oni odmawiali, więc po prostu opuściłem wojsko - mówi Stankiewicz. W 1978 roku został za to skazany na 1,5 roku więzienia. Wyrok odbywał w Poznaniu i po wyjściu zza został w Wielkopolsce. Tutaj zastał go też sierpień 1980 roku. - Postanowiłem włączyć się do tego ruchu, a że z młodości znałem działaczy solidarnościowych z Trójmiasta, zostałem łącznikiem między Gdańskiem a Poznaniem - mówi Stankiewicz. Za to także został internowany.
Gdy w październiku ubiegłego roku na ulice polskich miast wyszli zdenerwowani orzeczeniem Trybunału Konstytucyjnego ludzie, on również nie potrafił siedzieć w wygodnym fotelu. Na pierwszy marsz Strajku Kobiet poszedł jako uczestnik. - Ale trochę zdenerwowałem się bałaganem organizacyjnym i kolejne organizowałem już ja - mówi. W sumie na swoim koncie ma 10 zgromadzeń. - W pewnym momencie dostałem nieoficjalne zaproszenie na policję. Próbowano mnie tam przekonać, żebym zaprzestał, ale ja się nie boję - mówi Stankiewicz. Dalej wychodził na ulice Kościana i krzyczał: „Banda Kaczora chce zaglądać kobietom między nogi”.
W piątek - 19 lutego - rusza jego proces, bo został oskarżony przez policję o zwołanie zgromadzenia bez wymaganego zawiadomienia. Wyrok, jaki może za to zapaść to albo ograniczenie wolności (na przykład w formie prac społecznych), albo kara grzywny. - Za dużo przeżyłem, nie dam się zastraszyć - mówi.