„Tadeusz Duda przyłożył mi pistolet do głowy”. Feliks błagał go o życie. Przeżył dzięki opatrzności

− Przyłożył mi pistolet do głowy i myślałem, że to koniec. Błagałem o życie. Nie wiem, czy broń mu się zacięła, czy palec mu zadrżał, omsknął ze spustu. Wiem jedno: ocalałem dzięki opatrzności − mówi Feliks Talarczyk, mąż Elżbiety i dziadek Justyny, jednej z ofiar Tadeusza Dudy. Jego ranna żona, która po brutalnej strzelaninie w Starej Wsi (pow. limanowski) trafiła do szpitala w stanie krytycznym, wybudziła się ze śpiączki − ustalili dziennikarze "Super Expressu".

Ofiar Tadeusza Dudy mogło być więcej. Wstrząsająca relacja męża postrzelonej kobiety

Dzień po odnalezieniu ciała Tadeusza Dudy reporterowi "Super Expressu" udało się dotrzeć do Feliksa Talarczyka - męża 73-letniej Elżbiety, postrzelonej kilka dni temu przez Dudę. Jak się okazuje, ofiar zabójcy z Limanowej mogło być więcej, a relacja mężczyzny jest wstrząsająca.

Tadeusz Duda przyłożył mi pistolet do głowy. Błagałem go, żeby mnie nie zabijał. Przeżyłem dzięki opatrzności − tak Feliks Talarczyk wspomina tragiczne chwile, które rozegrały się w piątek (27 czerwca) w Starej Wsi pod Limanową.

Tego dnia 57-letni Tadeusz Duda wtargnął do domu swojej córki Justyny. Miał przy sobie broń. Chwilę później oddał z niej śmiertelne strzały. Najpierw zabił swoją córkę oraz jej męża − Zbigniewa (32 l.). W trakcie szału postrzelił również swoją teściową, 73-letnią Elżbietę, która w ciężkim stanie trafiła do szpitala i przez kilka dni była w śpiączce. W domu przebywał również Feliks Talarczyk, mąż Elżbiety.

Moja żona dziś się wybudziła i mam nadzieję, że przeżyje. On i mnie próbował zabić. Przyłożył mi lufę prosto do głowy. Poprosiłem go, żeby darował mi życie, bo chcę się jeszcze pojednać z Bogiem. Broń nie wystrzeliła. Nie wiem tylko, czy mu się zacięła, czy palec mu się omsknął. Jedno jest pewne, czuwała nade mną opatrzność tego dnia − mówi w rozmowie z „Super Expressem” 79-letni Feliks. Talarczyk przeżył, ale dramat rozgrywający się w jego rodzinie złamał mu serce.

Pięciodniowa obława na Tadeusza Dudę. Co zrobiła policja?

Po zbrodni Tadeusz Duda zbiegł. Jego samochód znaleziono w pobliżu lasu. W obławie uczestniczyły setki funkcjonariuszy i ratownicy Górskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego. W akcję zaangażował się również Krzysztof Rutkowski, który wyznaczył nagrodę 10 tys. euro za wskazanie miejsca pobytu Dudy.

Komendant Wojewódzki Policji w Krakowie obiecał 50 tys. zł za pomoc w zatrzymaniu mordercy. Obława trwała pięć dni. We wtorek (1 lipca) poszukiwania zakończyły się − ciało Tadeusza Dudy znaleziono w lesie. Mężczyzna najprawdopodobniej odebrał sobie życie.

Jechaliśmy przez tę miejscowość, przed nami poruszał się radiowóz. W pewnym momencie powiedziałem do swojej dziewczyny, że ktoś leży na drodze prowadzącej do lasu. Policjanci także to zauważyli, włączyli sygnały, zatrzymali się i stwierdzili, że mężczyzna nie żyje. Zablokowali drogę, a następnie kazali nam odjechać z miejsca zdarzenia – powiedział portalowi limanowa.in bezpośredni świadek odnalezienia zwłok poszukiwanego Tadeusza Dudy.

Zwłoki znaleziono w pobliżu stromego zbocza, około 30 metrów od głównej drogi. Miejsce było oddalone od głównych zabudowań. Na miejscu bardzo szybko pojawili się funkcjonariusze policji oraz inne służby. Małopolska policja w godzinach wieczornych potwierdziła, że odnalezione ciało to poszukiwany od kilku dni 57-letni Tadeusz Duda. W sieci pojawiło się zdjęcie ciała, a policjanci potwierdzili jego autentyczność.

W Starej Wsi nikt nie może otrząsnąć się po tym, co się wydarzyło. Justyna i Zbyszek W. byli bardzo lubiani. − Wspaniali ludzie. Wspaniałe małżeństwo oraz rodzice. Ciężko otrząsnąć się po takiej informacji... Żegnajcie Kochani − napisano na profilu Moto Limanowa.

Tutaj Tadeusz Duda zastrzelił córkę i zięcia
Sonda
Czy akcja policji po tragedii w Starej Wsi była prawidłowa?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki