Dwa razy uśmiercili nam tatę! To było piekło. Wielki dramat rodziny z Małopolski

2021-02-04 16:33

To było piekło. Rodzinie ratownicy medyczni oznajmili, że Stanisław Chrobak (+62 l.), mąż i ojciec, zmarł na zawał. Ratownicy nie kontynuowali resuscytacji, choć błagała ich o to córka. Zrozpaczeni domownicy rozpoczęli przygotowania do pogrzebu, gdy po kilkunastu godzinach otrzymali wiadomość, że martwy żyje i jest w szpitalu. Niestety, po miesiącu pan Stanisław zmarł. Tym razem naprawdę.

Pan Staszek wychodził do pracy. Miał jechać autem z szefem. - Podeszłam do okna i pomachaliśmy sobie – wspomina żona Stanisława, Janina (58 l.) Chrobak, wdowa.

W samochodzie pan Stanisław poczuł pieczenie w klatce piersiowej. - Chyba mnie łapie zawał – powiedział do kierowcy. Potem stracił przytomność. Pomknęli do przychodni. Tam pielęgniarka nawet nie podeszła do chorego, nie sprawdziła pulsu. Odesłała ich do podstacji pogotowia, ok. 10 km dalej. - Ratownicy zostali powiadomieni przez nią, że przyjedzie pacjent, którego trzeba przetransportować do szpitala, bo ma piekący ból w klatce piersiowej. Kiedy dojechali na miejsce tata był już siny. Reanimowali go około godziny – mówi przez ściśnięte gardło córka Agnieszka (19 l.).

Rodzina pojechała do stacji. Zastała Stanisława nakrytego czarnym workiem, ratownicy nie prowadzili akcji resuscytacyjnej. - Odkryłam z twarzy ten worek i tata wziął głęboki oddech, miał otwarte oczy. Na kolanach błagałam, by go ratować, że on żyje. Sanitariusze powiedzieli, że to wynik leków. Straciłam przytomność – opowiada Agnieszka.

Pogotowie rodzina opuściła przekonana, że tata i mąż zmarł. Po kilkunastu godzinach kolejny szok. Staszek żyje. Jest w szpitalu w Nowym Targu. Informacji udzieliła placówka. - Pytałam: jakim cudem? Tata przecież nie żyje. A kto pani takie coś powiedział? Usłyszałam - wspomina Lidia (25 l.) Florczyk, córka.

Pacjent zmarł 11 stycznia. W miesiąc po wydarzeniach. - Mamy ogromny żal do pielęgniarki i ratowników. Tatę można było uratować – przekonuje rodzina.

Kontaktowaliśmy się z przychodnią, ale nikt nie odbierał tam telefonów. Pogotowie ratunkowe też nie udziela informacji. Sprawę bada prokuratura.

Dwa razy uśmiercili nam tatę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki