- Tragedia w Starym Dzierzgoniu: Miłosz (†21 l.) zmarł po pobiciu, a świadkami zdarzenia byli dwaj policjanci.
- Funkcjonariusze Damian P. i Grzegorz G. są oskarżeni o rażące niedopełnienie obowiązków, w tym brak wezwania pogotowia i nieudzielenie pomocy.
- Ojciec zmarłego Miłosza, Leszek Stasik, zadaje pytanie, czy mundur zwalnia z obowiązku ratowania życia.
„Nie mam synka, zostałem sam” – mówi Leszek Stasik, patrząc na grób swojego 21-letniego Miłosza. Na płycie leży miniatura srebrnego BMW – samochodu, o którym marzył. Te marzenia zabrała brutalna noc 23 września 2023 roku pod dyskoteką w Starym Dzierzgoniu (woj. pomorskie). I – jak twierdzą śledczy – bierność policjantów.
Tamtej nocy Miłosz został bestialsko pobity przez 20-letniego Daniela K. Chłopak konał na środku jezdni, otoczony przypadkowymi ludźmi. Wtedy na miejsce podjechał patrol – Damian P. i Grzegorz G. – funkcjonariusze, którzy mieli ratować życie. Zamiast tego… stali, świecili latarką, dyskutowali. Nie wezwali pogotowia. Nie podjęli reanimacji. Twierdzili później, że „polecili to osobie przybranej”.
Miłosz trafił do szpitala zbyt późno. Nie przeżył. Ojciec, który został sam z niepełnosprawnym synem, nigdy nie usłyszał słowa „przepraszam” od mundurowych. – Gdyby wykręcili 112, może by żył. A tak… chodzę z kwiatami na cmentarz – mówi ze łzami w oczach.
7 sierpnia tego roku obaj byli policjanci stanęli przed Sądem Rejonowym w Kwidzynie. Prokurator zarzuca im rażące niedopełnienie obowiązków: brak wezwania pomocy, brak udzielenia pierwszej pomocy kwalifikowanej, brak zabezpieczenia miejsca zdarzenia, brak zabezpieczenia dowodów, brak spisania świadków i… brak zatrzymania sprawcy!
– Uznali, że leży, bo pijany – zeznają przed sądem świadkowie.
Nawet dyżurni z KPP w Sztumie, przesłuchiwani w sądzie, próbowali bagatelizować sprawę. Prokurator nie kryła oburzenia: – Solidarność niebieskiego munduru widać działa – skomentowała.
Daniel K. został skazany za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Sąd apelacyjny dał mu zaledwie 6 lat więzienia, stosując „nadzwyczajne złagodzenie kary” – bo był młody i niekarany.
– Wykonał wyrok na moim synu. Podbiegł znienacka, od tyłu i go uderzył. Upadając, Miłosz roztrzaskał sobie głowę – mówi ojciec Miłosza. – A policjanci, którzy mogli go uratować, po prostu stali i patrzyli. Mogli zrobić cokolwiek.
Świadkowie pogrążają Damiana P. i Grzegorza G.: – Pogotowie wezwała koleżanka, ale z nerwów nie mogła nic powiedzieć, więc przejąłem telefon. Policjanci? Nic. Potem gdzieś pojechali, za jakiś czas przyjechali, ale ogólnie skończyło się na wąchaniu, dyskusji i świeceniu latarką – relacjonuje jeden z nich.
Prawda wyszła na jaw dopiero dzięki nagraniu z miejsca tragedii. Gdyby go nie było, sprawa mogłaby zostać zamieciona pod dywan. Komendant w Sztumie po jego obejrzeniu natychmiast wyrzucił obu ze służby i zawiadomił prokuraturę.
Dziś na sali sądowej w Kwidzynie Damian P. i Grzegorz G. nie przyznają się do winy. Jeden milczy, drugi mówi niewiele. Ale na cmentarzu w Borecznie milczy jeszcze ktoś – Miłosz. Milczy na zawsze. A jego ojciec wciąż wraca do jednej myśli: – Gdyby wezwali pomoc… może mój syn by żył.