
Do tragedii doszło w czerwcu 2024 roku na parkingu przy dyskotece we Wtórku. Damian pojechał tam z dwoma kolegami. Chcieli się po prostu dobrze bawić… W pewnym momencie, jeszcze w lokalu, zostali zaczepieni przez nieznajomych. - W dyskotece kilku mężczyzn zażądało od pokrzywdzonych opuszczenia miejsca. Kiedy wyszli, napastnicy udali się za nimi i pobili ich. Na nagraniu widać, że pokrzywdzeni nie atakowali, tylko bronili się od zadawanych im ciosów - wyjaśniał zaraz po tragedii Maciej Meler, rzecznik Prokuratury Okręgowej. Na parkingu rozpętało się prawdziwe piekło.
Zobacz:
Siedmiu nastolatków w wieku 14-17 lat biło Damiana i jego dwóch kolegów bez opamiętania. Cios leciał za ciosem. Młodzi mężczyźni nie mieli litości. Bili pięściami i kopali nogami po głowie oraz reszcie ciała. Najbardziej poszkodowany został Damian - młody strażak ochotnik. Zmarł w nocy, w szpitalu. Pozostałe dwie osoby odniosły lżejsze obrażenia. Trzech z zatrzymanych nastolatków, w wieku 17 lat, usłyszało zarzuty pobicia ze skutkiem śmiertelnym, młodsi odpowiadali przed sądem dla nieletnich.
Proces ruszył pod koniec marca 2025 roku w Sądzie Okręgowym w Kaliszu. Na ławie oskarżonych zasiadło trzech najstarszych uczestników tragicznych wydarzeń. Dziś mają po 18 i 19 lat. Dwaj odmówili składania wyjaśnień i nie przyznali się do winy, jeden z nich przyznał się jedynie do… dwóch uderzeń. - Damian poszedł tylko ratować kolegę, a sam skończył tragicznie - mówił ze łzami w oczach ojciec zmarłego mężczyzny. - Dziś nasze życie to tylko wegetacja. Psychika jest zniszczona. Cały czas mam przed oczami jak wyjeżdża z domu - mówił przed dodawał Bogulski, podkreślając, że jego syn chciał tylko pomóc zaczepionemu koledze. - Zawsze mu tłumaczyłem, żeby nie był obojętny jak komuś dzieje się krzywda. Teraz żałuję. Poszedł uratować kolegę, a sam skończył tragicznie – dodał mężczyzna na koniec.
Mężczyźni, którzy odpowiadają za śmierć strażaka właśnie wyszli z aresztu śledczego. Przed sądem będą odpowiadać z wolnej stopy. - Nie mogę tego zrozumieć. Jestem załamany, jak można zabić człowieka, a potem cieszyć się wolnością? - mówi Bogulski.
Na postanowienie sądu odwołano się już do sądu w Łodzi.
Tymczasem, wyrok usłyszeli już najmłodsi uczestnicy zdarzenia. Sąd rodzinny w Ostrowie uznał ich za winnych i zdecydował o umieszczeniu ich w ośrodkach wychowawczych.