Na Facebooku krąży dramatyczna opowieść pani Marty, która przypomina scenę z jakiegoś thrillera klasy B.
„Dnia 13.08.2016 r. spotkała mnie przykra sprawa. Wybrałam się z córką na długi weekend. Jadąc autostradą A2 od strony Warszawy na Poznań, przy zjeździe na Wartkowice, ok. godz. 12 mój samochód został zepchnięty z drogi, na awaryjny pas ruchu przez 2 srebrne mercedesy na zagranicznych blachach” - relacjonuje kobieta. - W autach byli mężczyźni, prawdopodobnie Cyganie, ubrani w garnitury (jeden beżowy, drugi ciemny) obwieszeni zlotem. Próbowali dobić mi się do samochodu, szarpali za klamki, urwali zderzak, walili w szyby. Tylko dzięki pomocy przypadkowego kierowcy udało nam się odjechać (nie wiem, kim jesteś, ale serdecznie Ci dziękuję za pomoc). Po rozmowie z policja okazało się, że podobno są to mężczyźni, których celem są samotnie podróżujące kobiety. Chodzi o dzieci. Dziewczyny, uważajcie i zamykajcie drzwi od środka, jak będziecie same!”
Post o tej treści został w ciągu kilkunastu godzin udostępniony blisko cztery tysiące razy. Czy rzeczywiście na autostradzie A2 pomiędzy Warszawą a Poznaniem dochodzi do tak dramatycznych scen?
- Nie, nie odnotowaliśmy żadnego takiego zdarzenia ani 13 sierpnia, ani też w jakikolwiek inny dzień. Ta opowieść jest to kolejny przykład tzw. legendy miejskiej – uspokaja w rozmowie z ESKA INFO Poznań Adam Kolasa z zespołu prasowego Komendy Wojewódzkiej Policji w Łodzi.
AKTUALIZACJA z 17 sierpnia:
Po opublikowaniu naszego artykułu skontaktowała się z nami pani Marta, która jest autorką postu o incydencie. Przekonywała nas, że opisana przez nią historia jest prawdziwa i zasugerowała skontaktowanie się z miejscową policją, która to potwierdzi. Tak też uczyniliśmy, dzwoniąc do Komendy Powiatowej Policji w Poddębicach, któremu podlega gmina Wartkowice, gdzie miało dojść do całej sytuacji.
- Rzeczywiście 13 sierpnia otrzymaliśmy zgłoszenie od kobiety, która twierdziła, że kierowca innego samochodu zmusił ją do zjechania na pas awaryjny – potwierdza w rozmowie z ESKA INFO Poznań Elżbieta Tomczak, oficer prasowy poddębickiej policji. - Nie było to jednak doniesienie, a jedynie informacja, że taka sytuacja miała miejsce. Nie było mowy o tym, że ktoś uszkodził samochód, próbując dostać się do środka. Nie wiemy też, skąd się wzięła informacja, że ma dochodzić do wielu podobnych sytuacji na autostradzie, a ich ofiarą mają padać kobiety wiozące dzieci. Nie mieliśmy do tej pory żadnych tego typu zgłoszeń. W tej konkretnej sytuacji była mowa jedynie o tym, że doszło do wykroczenia polegającego na stworzeniu zagrożenia w ruchu drogowym – dodaje.
Na miejsce wysłano patrol policji, ale na autostradzie nie zauważono samochodu, które miał doprowadzić do niebezpiecznej sytuacji.
- Ta pani nie zapamiętała też numeru rejestracyjnego tego samochodu. Nie udało się też ustalić świadka, który jej pomógł, a w tej sytuacji uznano, że nie ma dowodu na to, żeby doszło do wykroczenia i dlatego nie zostało ono nawet odnotowane w policyjnej bazie – wyjaśnia Elżbieta Tomczak.
Pani Marta przekonuje, że odezwało się do niej już wiele osób twierdzących, że spotkała ich podobna historia. Być może chodzi o działalność oszustów. Pięć lat temu na autostradzie A4 zdarzały się przypadki, gdy na pasie awaryjnym stał samochód na niemieckich numerach rejestracyjnych, a jego kierowca wyglądający na zamożnego biznesmena machał do innych kierowców, prosząc o zatrzymanie. Wyjaśniał, że wraca z wakacji w Turcji, ale został okradziony i potrzebuje pieniędzy. Obiecywał wszystko oddać i wręczał swoją wizytówkę, a nawet złoty łańcuszek pod zastaw. Później okazywało się, że firma z wizytówki nie istnieje, a łańcuszek jest bezwartościowy.
Być może sytuacja, jaka spotkała panią Martę, była kolejną próbą działania oszustów, dlatego policja prosi, aby w tego typu sytuacjach natychmiast dzwonić pod numer 112 lub 997.