Potrzebna pomoc

Pan Andrzej pochował żonę i dwie córki. Z Amelką zostali bez środków do życia. Potrzebują pomocy

2023-08-08 9:09

Pan Andrzej Wróbel z Dynowa zmaga się z pogłębiającym się reumatoidalnym zapaleniem stawów. Dłonie niemal całkowicie odmawiają mu posłuszeństwa. Pod koniec lipca pochował swoją ukochaną żonę, które zmarła niespodziewanie i teraz sam musi zmagać się z wychowaniem dorastającej córki. Przez chorobę stracił pracę, a rodzina została tylko z dochodem z programu 500+.

Sytuacja rodziny Wróbel Dynowa z dnia na dzień stała się krytycznie ciężka. Po śmierci pani Elżbiety (47 l.) mamy i żony, która w ostatnich miesiącach utrzymywała męża i córkę, Amelka (14 l.) i pan Andrzej (58 l.) zostali tylko ze świadczeniem 500+. Ojciec rodziny pracował do lutego, ale postępujące reumatoidalne zapalenie stawów odebrało mu tę możliwość.

- Pracowałem na budowie. Do lutego tego roku miałem umowę, ale pracodawca widział, że już nawet nie mogę utrzymać młotka, o innych rzeczach nie wspominając. Najpierw sztywniały mi palce, teraz już w całej ręce mam ograniczoną ruchowość. Mogę zrobić podstawowe rzeczy, ale na budowę to zdecydowanie za mało. Po pierwsze, mam sztywne dłonie, po drugie nie mam w nich wystarczająco dużo siły, żeby coś podnieść. W dodatku to samo zaczęło dziać mi się z kolanami. Drętwieją i poruszanie staję się coraz trudniejsze. Umówiliśmy się z żoną, że najpierw pójdę na chorobowe, ona będzie pracować. Ja w tym czasie postaram się o jakiś zasiłek, czy rentę. W Polsce wszystko tak długo trwa. Poszedłem na zwolnienie i nie mam żalu do mojego pracodawcy, bo na budowie byłem kompletnie niezdatny do roboty- mówił nam pan Andrzej.

Mężczyzna miał załatwić sprawy związane ze zdrowiem, a w tym czasie na barki ciężar utrzymania domu wzięła małżonka - pani Elżbieta, która pracowała jako opiekunka osób starszych przy gminnym Ośrodku. Rodzina żyła w skromnym domu w Dynowie, ale kiedy oboje małżonków pracowało, wystarczało na normalne życie, bez luksusów, ale spokojnie. Dramat rozegrał się 24 lipca 2023 roku. Pani Elżbieta wróciła z pracy i usiadła z kubkiem herbaty na krześle w kuchni. Tam skarżąc się na ból głowy upadła, dostała drgawek i straciła przytomność. Mąż i córka próbowali ratować mamę. Trzymali jej głowę, położyli poduszkę na ziemi, kobieta na chwilę odzyskała świadomość. To był ostatni moment, kiedy widziała się z rodziną. Pogotowie zabrało 47-latkę do szpitala. Tam Pozostawała w śpiączce do następnego dnia. 25 lipca nie odzyskawszy świadomości, zmarła. Przyczyną było pękniecie tętniaka w mózgu.

- Żonę wcześniej czasem bolała głowa, ale brała tabletkę i przestawało. Nic nie wskazywało na to, że może umrzeć siedząc przy stole. To jest taki ból, że do dzisiaj nie jestem w stanie tego pojąć i zrozumieć. Nagle zostałem sam z Amelką. Mam jeszcze syna. Pracuje w Niemczech, co trzy tygodnie zjeżdża do Polski i pomaga nam jak może, ale ma swoją rodzinę, a my nagle zostaliśmy bez żadnych środków do życia. Jedyne co mamy, to 500+, które dostaje Amelka. Wypłaty żony nie będzie, a ja też już nie mam zasiłku chorobowego- mówił zrozpaczony pan Andrzej.

Rodzinne tragedie. Stracił żonę i dwie córki

Amelka ciągle przeżywa stratę ukochanej mamy. Dziewczynka idzie do 8 klasy. Sama musi teraz bardzo szybko dorosnąć. Już gotuje i stara się zadbać o dom. W przyszłość patrzy ciągle z niepewnością. Chciałaby kontynuować naukę na profilu biologiczno-chemicznym, ale w chwili obecnej musi mierzyć się ze stratą najbliższej osoby. Dom w Dynowie jest malutki, ale czysty i schludny, chociaż bardzo skromny. Przed domem ogródek warzywny, który posadziła pani Elżbieta, a w mieszkaniu oprócz ciągle nieukojonego żalu po stracie mamy i żony zdjęcia przypominają o dwóch innych tragediach, które rozdzierają serce. 28 września 2008 roku na sepsę zmarła malutka Gabrysia, siostra Amelki. Dziewczynka miała zaledwie 9 lat. To był cios, który mocno dał się we znaki rodzinie, kolejna tragedia miała miejsce niespełna półtorej roku później. 11 kwietnia 2020 roku pijany kierowca zabił drugie dziecko w rodzinie Wróbel. Życie straciła 14-letnia Natalka.

- Pochować dwoje dzieci w przeciągu półtorej roku, to jest ból, którego nikt nie zrozumie, kto tego nie przeszedł. Człowiek idzie na grób i patrzy na zdjęcia dwóch dziewczynek, które powinny mnie pochować, które powinny teraz żyć, a ich już nie ma. Teraz na cmentarzu obok naszych córeczek leży moja żona- mówił zrozpaczony pan Andrzej.

Pani Elżbieta również w dzieciństwie straciła rodziców. Mama i tata zmarli gdy miała 11 i 14 lat. W tym samym domu, gdzie mieszka teraz Amelka z tatą. Pan Andrzej w ostatnim roku pochował mamę. Wcześniej trzech braci. Rozmiar tragedii, jaki dotknął tę rodzinę jest bez miary. Rozpacz przychodzi tam nieustannie od lat. Pan Andrzej chciałby przetrwać najbliższy czas, zanim dostanie jakąś rentę, bo obecnie nie ma żadnych środków do życia, a musi utrzymać córkę. To teraz jego priorytet i o tę pomoc na najbliższe tygodnie prosiła rodzina.

- Naprawdę nie chcemy dużo. Tylko tyle, żeby starczyło na najpilniejsze potrzeby. Co miesiąc mamy około 600 zł rachunków. Musimy to przetrwać, z mamą na pewno byłoby łatwiej, ale jej już nie ma- mówiła Amelka - Ciężko jest prosić o cokolwiek, a jak człowiek musi poprosić o pieniądze na życie, kiedy ciągle w sercu ma pustkę, to odechciewa się wszystkiego. Wiem, że tata bardzo by chciał pracować, ale nie może. Z trudem kopie ziemniaki, czy trzyma szklankę. Na pewno przydałby się nam opał na zimę. Mama też marzyła, żeby ocieplić nasz dom. Teraz zostaliśmy z tym problemem sami i musimy poprosić o pieniądze na przeżycie. Jeśli jest coś trudniejszego, to niech już nas nie nawiedza- dodała zrozpaczona nastolatka.

Amelkę i jej tatę można wesprzeć na internetowej zbiórce TUTAJ.

Rodzina Wróbel z Dynowa prosi o pomoc. Ich sytuacja jest bardzo trudna
Sonda
Czy pomagasz charytatywnie innym osobom?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki