Pani Grażyna zmarła w szpitalu. Syn uważa, że to wina szczepionki

i

Autor: kaz Pani Grażyna zmarła w szpitalu w Czeladzi. Pan Łukasz uważa, że jego mama zmarła przez szczepionkę

Grażyna źle się czuła po szczepieniu, było jej zimno. Wkrótce zmarła

2021-09-13 15:21

Pani Grażyna miała 63 lata. Zmagała się z cukrzycą, przeszła udar. Mimo tego żyła aktywnie. Jeździła na rowerze nawet 10 kilometrów, żeby odwiedzać matkę. Całkiem niedawno bawiła się świetnie na weselu syna. Była radosna i pogodna. W ostatnią niedzielę sierpnia poszła się zaszczepić przeciwko COVID-19. Kilka dni później zaczęła się źle czuć. Kobieta w końcu trafiła do szpitala, z którego została wypisana po badaniach. Niestety, nie udało się jej uratować. Gdy wróciła do lecznicy, zmarła. Pan Łukasz, syn kobiety uważa, że podany preparat mógł się przyczynić do śmierci jego ukochanej mamy. Powołuje się na słowa lekarki.

Pani Grażyna miała 63 lata. Kobieta chorowała na cukrzycę. Jakiś czas temu przeszła udar, po którym miała lekko sparaliżowaną twarz. Mimo tego funkcjonowała normalnie. Jeździła codziennie do swojej mamy pokonując 10 kilometrów na rowerze. Gdy jej syn Łukasz (37 l.) brał ślub, bawiła się doskonale. Tańczyła, była pełna energii. Nie mogła doczekać się wnuka. Chciała za rok wychodzić z wózkiem na spacery. Przed udarem zajmowała się szyciem, była krawcową. W ostatnią niedzielę przy remizie w Wojkowicach Śląskich zorganizowano akcję szczepień przeciwko COVID-19. Grażyna poszła się zaszczepić. Lekarz dopuścił kobietę do przyjęcia preparatu. W tym czasie Łukasz z żoną byli w Krakowie. Po kilku dniach zaczął się dramat.

- W środę patrzę, a mama rozpala w piecu. Zapytałem, dlaczego. Powiedziała, że jej zimno. Nie wiedziałem o tej szczepionce. Dopiero w czwartek rano mi o tym powiedziała. Pytałem jak mogli jej dać szczepionkę, jeśli jest po udarze. Czuła się wtedy normalnie, ale było jej zimno. Tak samo było samo w piątek i sobotę. W niedziele pojechałem zawieźć żonę do pracy. Kiedy wróciłem, mama leżała w wymiocinach i stolcu obok kuchenki. Gaz się ulatniał. Wyprowadziłem ją na zewnątrz. Przez chwilę normalnie szła i rozmawiała ze mną. Poprosiła mnie o coś ciepłego do picia, bo było jej bardzo zimno. Zadzwoniłem na 112, wspomniałem o gazie. Przyjechała straż pożarna. Karetka zabrała mamę do szpitala do Czeladzi, była godzina 12.25. Dzwoniłem do lekarza chciałem powiedzieć o szczepionce, ale lekarz powiedział mi, że ich szczepionka nie interesuje. Nie było wstępu do szpitala. Mama o 17 dzwoniła i mówiła, że jest jej bardzo zimno - wspomina pan Łukasz.

Po badaniach Grażyna została wypisana do domu, ale lekarz rodziny, który przyszedł ją przebadać stwierdził, że wymaga ona ponownej hospitalizacji. Istniało zagrożenie życia. - Jak mama trafiła w poniedziałek do szpitala chciałem lekarzom przekazać tak samo, że jest po szczepieniu, ale oni  mnie zbywali. Mówili, że o szczepionce nie chcą rozmawiać. Na początku lekarze twierdzili, że mama  ma zapalenie płuca. Na drugi dzień pojechałem do szpitala, bo chciałem jej zawieźć coś do jedzenia. Nie wpuścili mnie mówiąc, że jest COVID. O 13 zadzwoniła lekarka i powiedziała, że mama ma ma jednak sepsę. Podano jej ciężki antybiotyk. Cały czas inne diagnozy stawiali - dodaje Łukasz.

Sąsiad postanowił pomóc mężczyźnie. Chciał załatwić transport do innej placówki. W końcu jednak otrzymał szokującą informację. Pani Grażyna zmarła. - O 19.20 zadzwoniła do mnie lekarka i pozwoliła nam w cztery osoby wejść na oddział wewnętrzny i pożegnać się z mamą. Powiedziała, że dla niej to pierwszy taki przypadek, żeby tak szybko ktoś umarł. Wszystkie wyniki przed śmiercią były dobre. Lekarka powiedziała, że szczepionka na pewno osłabiła organizm - dodaje syn zmarłej. O sprawie zawiadomił prokuraturę. Chce wyjaśnić, jak doszło do śmierci kobiety.

O sprawę pani Grażyny zapytaliśmy placówkę w Czeladzi. Poniżej treść przesłanego oświadczenia.

Pacjentka trafiła na izbę przyjęć 5 września z objawami bólu brzucha i nudnościami. W związku z tym zlecono szeroki panel badań laboratoryjnych oraz badania obrazowe, w tym TK głowy,  jamy brzusznej, klatki piersiowej i miednicy. Badania laboratoryjne nie wykazały istotnych klinicznie odchyleń od normy. Również tomografia komputerowa wykluczyła występowanie schorzeń wymagających pilnej interwencji lekarskiej.  Po analizie stanu klinicznego pacjentki oraz wyników badań, stwierdzono brak schorzeń kwalifikujących się do hospitalizacji w trybie pilnym. Pacjentka została wypisana do domu w stanie stabilnym.

Następnego dnia pacjentka po raz drugi trafiła do szpitala, tym razem z powodu pojawienia się objawów neurologicznych, które nie występowały poprzedniego dnia. Ponownie zlecono komplet badań i skierowano pacjentkę na oddział do dalszego leczenia. Niestety mimo wysiłków lekarzy, z powodu piorunującego przebiegu choroby, pacjentki nie udało się uratować.

Rozumiemy, że w takiej sytuacji bliscy pacjentki szukają odpowiedzi na pytania dotyczące przebiegu leczenia i ze swej strony deklarujemy pełną otwartość. W celu wyjaśnienia wszystkich okoliczności zdarzenia szpital współpracuje z niezależnymi organami, jak również przeprowadził własne czynności wyjaśniające. Ponownie zweryfikowaliśmy  przebieg konsultacji z 5 września. Przeprowadzona analiza potwierdziła, że na podstawie uzyskanych wyników oraz prezentowanych przez pacjentkę objawów, tego dnia brak było podstaw do podjęcia decyzji o hospitalizacji. Nic nie wskazywało również na to, że stan zdrowia pacjentki może się pogorszyć w ciągu kolejnej doby. 

Koledzy pożegnali tragicznie zmarłego motocyklistę

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki