Dramatyczna sytuacja ośrodka

Hospicjum Cordis ledwo wiąże koniec z końcem. "Znaleźliśmy się w krytycznym punkcie"

Sytuacja Hospicjum Cordis za chwilę stanie się dramatyczna. Rosnące koszty sprawiają, że placówka, której pacjenci powinni liczyć na godne warunki życia, za chwilę zostanie zamknięta. - Cofniemy się do czasów, gdzie słowo „hospicjum” kojarzyło się jedynie z określeniem „umieralnia” - mówią przedstawiciele placówki.

- To, co się dzieje od lat w tym systemie opieki paliatywnej, to jest taka cicha eutanazja. Po co utrzymywać miejsca, do których trafiają ludzie, którzy i tak za chwilę odejdą – mówi ze smutkiem dr Jolanta Grabowska-Markowska, prezes Społecznego Towarzystwa Hospicjum Cordis w Katowicach. Sytuacja ośrodka jest nie do pozazdroszczenia. W 60 procentach jest utrzymywany ze środków Narodowego Funduszu Zdrowia. - Resztę pieniędzy musimy wyżebrać - dodaje Pani prezes. Sytuacja takich ośrodków jest coraz trudniejsza m.in. ze względu na porażające wzrosty kosztów funkcjonowania. Ceny energii szaleją, inflacja rośnie, a co za tym idzie opieka nad pacjentami także jest coraz bardziej kosztowna. Drożeje paliwo. Rosną ceny leków. Pieniądze z NFZ wystarczają jedynie na pokrycie kosztów pracowniczych. - Znaleźliśmy się w krytycznym punkcie. Dlatego nie mając wyboru, musimy głośno i wyraźnie powiedzieć DOŚĆ! Nie robimy tego dla siebie, lecz jesteśmy głosem tych, którzy nie mogą już mówić. A przecież człowiek ma prawo godnie żyć do końca – to absolutna podstawa egzystencji - mówi Grabowska-Markowska.

- Nigdy nie odmówiliśmy opieki żadnemu choremu, który takiej opieki potrzebował. Niestety, brak wystarczającego dofinansowania doprowadził do utraty płynności finansowej. Wciąż galopujące koszty życia mogą w najbliższej przyszłości doprowadzić do zamknięcia placówki. Tym samym cofniemy się do czasów, gdzie słowo „hospicjum” kojarzyło się jedynie z określeniem „umieralnia” – mówi Magda Sincewicz z działu marketingu Hospicjum Cordis

Personel placówki dba, by do chorych nie docierały czarne wizje zamknięcia hospicjum. Jest to jednak coraz trudniejsze. Jedną z osób w ośrodku jest Teresa Białka z Mysłowic. Kobieta ma raka jelita grubego. - Ludzie, którzy tu są, spełniają każdą prośbę. Chcą zapewnić wszystko. Rano dostaje potrzebne lekarstwa, śniadanie. Są zajęcia z muzykoterapii, zajęcia indywidualne i grupowe, rehabilitacja. Nie wiem, co byłoby, gdyby tego miejsca zabrakło. Byłoby po prostu ciężko. Moi bliscy pracują. Nie mogliby się mną zająć - mówi kobieta.

Hospicjum domowe: na czym polega i ile kosztuje?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki