Zamiast wyroku, będzie nowy proces

Miała udusić synka Mareczka w wersalce. Magdalena W. mówi, że zrobił to jego braciszek

Czy Magdalena W. (32 l.) z zimną krwią pozbawiła życia swego małego synka, Marka (+2 l.)? A może, jak sama przekonuje, w jej mieszkaniu doszło do nieszczęśliwego wypadku? Wygląda na to, że nieprędko doczekamy się odpowiedzi na to pytanie. Proces kobiety, w którym jest ona oskarżona o zabójstwo dziecka, będzie musiał rozpocząć się od nowa.

2-latek udusił się w wersalce. Matka twierdzi, że stoi za tym jego brat

Ta zbrodnia wstrząsnęła Mysłowicami. W maju 2022 r. gruchnęła wieść, że nie żyje malutki Marek, 2-letni syn Magdaleny W., mieszkającej w bloku w dzielnicy Wielka Skotnica. W kilka dni później policja wyprowadziła Magdalenę W. w kajdankach na rękach. Mysłowiczanka usłyszała w prokuraturze zarzut zabójstwa i od tego czasu jest w areszcie. Śledczy postawili jej zarzut na podstawie opinie biegłego, która jednoznacznie wskazała, że śmierć chłopczyka nastąpiła na skutek "zatkania otworów oddechowych". W kwietniu ub. r. rozpoczął się proces Magdaleny W., która nie przyznała się do winy. Niedługo później okazało się także, że to nie pierwsze dziecko mysłowiczanki, które zginęło w bardzo młodym wieku - w 2014 r. zmarł Nataniel, ledwie czteromiesięczny brzdąc. Wówczas jednak nie doszukano się w tej tragedii przestępstwa, a zdarzenia zakwalifikowano jako tzw. śmierć łóżeczkową.

ZOBACZ TEŻ: Zboczeniec porwał 11-letnią Wiktorię z Sosnowca. Gdy wkroczyły służby, był z nią w łóżku!

Magdalena W. przyznaje się do zabicia swojego dziecka

Zdaniem śledczych, malec został zamordowany nad ranem 17 maja 2022 r., wczesnym rankiem. Nim do tego doszło, Magdalena W. pokłóciła się ze swym partnerem, który miał do niej pretensje, że zbyt późno zbudziła go do pracy. Gdy mężczyzna wyszedł, matka miała zadusić Mareczka. Dopiero po godz. 10:00 rano zadzwoniła po pomoc. Zresztą, nie na pogotowie ratunkowe, lecz do partnera. Ten wrócił z pracy i wówczas dopiero skontaktował się z pogotowiem. Przeprowadził reanimację dziecka, ale Marek już nie żył.

Magdalena W. przebieg tragedii przedstawiała zgoła odmiennie. Otóż stwierdziła, że Marusia zamordował jego braciszek - starszy o dwa latka Wiktorek. Zarzeka się, że gdy wyprawiła konkubenta do pracy, zmęczona położyła się spać, a kiedy wstała Marek już nie żył.

- Wiktorek zamknął go w tapczanie - mówiła ze łzami w oczach kobieta.

Proces się ślimaczył, a będzie jeszcze gorzej

We wtorek (30.01.2024) w katowickim Sądzie Okręgowym miała odbyć się kolejna rozprawa w tym procesie. Do przesłuchania pozostał ostatni ze świadków oraz biegły. Niewykluczone, że zarówno prokurator, jak i obrońca, wygłosiliby swoje mowy końcowe. A to oznaczało, że koniec procesu i zapadnięcie wyroku mogłoby nastąpić w ciągu tygodnia, dwóch. Na miejsce przywieziono Magdalenę W., były wszystkie strony, ale doszło niespodziewanego zwrotu akcji. Niestety, jeden z dwóch sędziów ze składu prowadzącego proces, podupadł na zdrowiu. Czeka go co najmniej kilkumiesięczna przerwa w orzekaniu. A to oznacza, że proces będzie musiał zostać przeprowadzony od nowa.

Magdalena W. wciąż pozostaje za murem tymczasowego aresztu, ale niewykluczone, że zostanie on wkrótce uchylony - to już blisko dwa lata, jak kobieta jest pozbawiona wolności, a przecież wyroku nie usłyszała.

Udusiła synka w wersalce
Sonda
Czy kara za zabicie dziecka powinna być wyższa niż za zabicie dorosłego?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki