Dramat w szpitalu

Miała usłyszeć od lekarza, że przez nią dziecko może umrzeć. "Oczekiwałam empatii, a nie noża w plecy"

4-letnia Iza trafiła do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach po utracie przytomności w w zabrzańskim szpitalu. W Katowicach trafiła do izolatki na oddziale kardiologicznym, bo test na COVID-19 dał wynik pozytywny. - Usłyszałam od lekarza: "przez panią dziecko może umrzeć " - mówi zbulwersowana Iwona Kuchta, matka dziewczynki. Kobieta złożyła skargę do Śląskiej Izby Lekarskiej do której GCZD, będzie musiało się ustosunkować.

Miała usłyszeć od lekarza, że przez nią dziecko może umrzeć. "Oczekiwałam empatii, a nie noża w plecy"

4-letnia Iza trafiła do Górnośląskiego Centrum Zdrowia Dziecka w Katowicach 10 października. Została przewieziona do Katowic przez zespół ratownictwa medycznego. Wcześniej dziewczynka przebywała w szpitalu w Zabrzu, gdzie do tej pory była leczona ze względu na genetyczną wadę serca - LQTS. Dziewczynka straciła przytomność w szpitalu, dlatego zdecydowano o transporcie do innej placówki. W GCZD dziecko trafiło na oddział ratunkowy, gdzie poddano ją konsultacji kardiologicznej.

W szpitalu wykonano równocześnie test antygenowy w kierunku Covid-19, który dał dodatni wynik. Dziecko pozostało na oddziale ratunkowym do godzin porannych, kiedy to lekarz dyżurujący skierował dziecko na Oddział Kardiologii Dziecięcej z dwóch powodów: zagrażającej życiu choroby kardiologicznej i równoczesnej infekcji Covid-19.

- Zgodnie z obowiązującymi procedurami dziecko zostało przyjęte na specjalnie utworzony odcinek infekcyjny, który zapewnia całkowitą izolację chorego dziecka od innych pacjentów. W pomieszczeniu tym obowiązuje pełny reżim sanitarny, a izolatka spełnia wszystkie wymogi sanitarno-epidemiologiczne. Zamontowany jest tam specjalny telefon, przez który lekarz porozumiewa się z matką. Również opiekun dziecka ma dzięki temu możliwość całodobowej nieprzerwanej komunikacji telefonicznej personelem medycznym - tłumaczy Wojciech Gumułka, rzecznik GCZD w Katowicach.

Jak zaznacza szpital, kontakt telefoniczny jest stosowany tylko w przypadku, gdy nie ma konieczności wejścia personelu na salę, co służy ograniczeniu rozprzestrzeniania się wirusa. W sytuacjach tego wymagających (badanie przez lekarza, podanie leków) personel medyczny wchodzi do izolatki, jest to jednak zawsze poprzedzone założeniem środków ochrony indywidualnej, zgodnie z odpowiednią procedurą epidemiologiczną. 

To właśnie przez telefon, mama dziewczynki, pani Iwona miała usłyszeć od lekarza słowa, które nią wstrząsnęły.

- Byłam przerażona całą sytuacją. Zamiast wizyty dostałam telefon z zapytaniem o stan zdrowia córki. Byłam bardzo nie mile potraktowana, bo osoba po drugiej stronie słuchawki zaczęła mnie obrażać i winić za stan zdrowia dziecka, bo nie jestem zaszczepiona na COVID-19. Padły słowa "przez panią dziecko może umrzeć ". Od lekarza oczekiwałam odrobiny empatii i wsparcia, nie wbicia noża w plecy - mówi zbulwersowana całą sytuacją Iwona Kuchta, mama dziewczynki.

Kobieta sprawę zgłosiła do rzecznika praw pacjenta i rzecznika praw obywatelskich.

- Jestem matką dziecka chorego, każdego dnia boję się o stan zdrowia swojej córki. Nie potrzebuję dodatkowych noży w serce. Wydaje mi się, że ordynator powinien nieco inaczej zacząć rozmowę dotyczącą szczepień. Pokierować, uspokoić, poprosić o rozważenie w przypadku, kiedy dziecko ma wadę serca... Jednak ta rozmowa była całkiem inna. Bardzo mnie to boli, bo nie jestem przeciwnikiem szczepień i nigdy nikogo nie namawiam na to by się nie szczepił. Uważam że jest to decyzja, która trzeba uszanować - dodaje kobieta.

Czy rzeczywiście takie słowa padły z ust ordynatora kardiologii prof. dr hab. n. med. Lesława Szydłowskiego?

- Podczas wizyty (obchodu), która rozpoczyna się o godzinie 10.00, kierownik oddziału prof. dr hab. n. med. Lesław Szydłowski, zgodnie z tym co napisano powyżej, przed wejściem do śluzy na salę nr 9 zadzwonił do matki i zapytał, czy ma dodatkowe pytania dotyczące stanu zdrowia córki oraz planu jej leczenia. W trakcie rozmowy zapytał, czy rodzice byli szczepieni przeciwko Covid-19. Dodał, że gdyby nie byli zaszczepieni, byłoby to bardzo nierozsądne zachowanie, gdyż w tym momencie choroba dziecka mogłaby mieć tragiczny i niemożliwy do przewidzenia przebieg, mogący się zakończyć nawet zgonem dziecka. - wyjaśnia Wojciech Gumułka, rzecznik GCZD w Katowicach, i jak dodaje problem kardiologiczny, z jakim dziewczynka trafiła do szpitala i równoczesne zakażenie wirusem Sars-CoV-2 stanowiły realne zagrożenie dla zdrowia i życia dziewczynki. 

Sprawa trafiła do Śląskiej Izby Lekarskiej w Katowicach

Sprawą słów ordynatora oddziału kardiologicznego, jakie miały paść w rozmowie z matką dziewczynki zajmuje się także Śląska Izba Lekarska w Katowicach. Czy szpital będzie odpowiadać na skargę kobiety? Jak zapewnia rzecznik GCZD, taka odpowiedź będzie, jeśli tylko skarga zostanie przekierowana do szpitala.

Jak zapewnia Gumułka, matka dziewczynki podczas kolejnych dni nie zgłaszała żadnych zastrzeżeń, co do leczenia jej córki. Dziewczynkę wypisano ze szpitala w stanie dobry, z zaleceniem przyjmowania odpowiednich leków i wizyt kontrolnych.

Sonda
Czy lekarzom w Polsce, brakuje empatii w stosunku do pacjentów?
Szokujące zeznania ratowników w sądzie: "To był najgorszy dyżur mojego życia!". Ciąg dalszy procesu lekarza Jerzego M.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki