Pogotowie Eskulap

i

Autor: Kasia Zaremba Pogotowie Eskulap

Ratownicy ujawniają nam, jak wygląda ich praca. Nie mogą uronić łzy. DOSŁOWNIE! [ZDJĘCIA]

2020-04-17 8:41

Ratownicy medyczni, podobnie jak lekarze, pielęgniarki i inni pracownicy personelu medycznego wciąż stoją na pierwszej linii frontu walki z koronawirusem SARS-CoV-2. Codziennie narażają oni swoje zdrowie, chcąc dołożyć swą cegiełkę do zwycięstwa nad stale rozprzestrzeniającą się chorobą. W rozmowie z dziennikarką "Super Expressu" pracownicy znanej śląskiej prywatnej firmy ratownictwa medycznego "Eskulap" zdradzili kulisy swojej pracy w ostatnim czasie. Okazuje się m.in., że niezależnie od okoliczności muszą oni się powstrzymać od uronienia nawet jednej łzy. Dlaczego? Wyjaśnienie nie jest wcale takie oczywiste...

Tomasz Winiecki jest właścicielem firmy "Eskulap". - Jesteśmy przedsiębiorstwem z trzydziestoletnią tradycją, w tym roku obchodzimy właśnie trzydziestolecie działalności. Przed epidemią zajmowaliśmy się głównie obsługą dużych imprez masowych. Teraz świat nam się trochę zawalił, przez epidemię wszystko po prostu stanęło. Szybko zadaliśmy sobie pytanie - co robimy? Tak naprawdę to nie tyle była moja decyzja, co wszystkich ludzi w naszym zespole. Bez wahania postanowiliśmy stanąć na wysokości zadania i dołączyć się do walki z wirusem - wspomina marcowe początki wybuchu pandemii w naszym kraju.

Zobacz także: Walczą z koronawirusem! Dziękujemy medykom za poświęcenie! Specjalny plakat w Super Expressie

Dodał przy tym: - Zaczęliśmy w marcu, kiedy było jeszcze zimno. W związku z powyższym w tych kombinezonach w miarę normalnie się funkcjonowało, jednak teraz zaczyna się robić ciepło i jest inny problem. Jest znacznie trudniej, szczególnie w tych grubych jest ciężko wytrzymać. Pamiętam takie momenty, kiedy chłopcy mówili, że jak wracają bez pacjenta to zamykają się w kabinie, mimo że na dworze było bardzo zimno. Mając pod kombinezonami jeszcze polar ubrany przyznali, że zamiast ogrzewania włączają sobie klimatyzację, żeby się schłodzić.

Przeczytaj również: Anonimowy Darczyńca: Pomagajmy, bo jutro ratownicy mogą nie wrócić do domu

- Od 15 marca weszliśmy na listę Wojewody. Pracujemy na dwóch karetkach. Wyjeżdżamy 5-6 razy na dobę, pracujemy w systemie 12 godzinnym. Po każdym wyjeździe dezynfekujemy karetki, co dwa dni je ozonujemy. Pierwsze wyjazdy które mielimśy były to wyjazdy do domów, zabieraliśmy pacjentów i przewoziliśmy ich do szpitali, ewentualnie ze szpitali na kwarantannę. W marcu było to 55 wyjazdów, w których przewieźliśmy ok 59 pacjentów. Od kwietnia jeździmy na wyjazdy w ramach ewakuacji konkretnych ośrodków czyli zdarzało się np. ewakuować DPS czy też szpitalny oddział. Liczba pacjentów się zwiększyła, a tymczasem możemy zabrać ewentualnie do trzech pacjentów (jeśli oczywiście są zabierani z jednego miejsca). Prawda jest taka, że my nie wiemy do kogo jedziemy kogo wieziemy... Pracujemy na zlecenie, przyjmujemy zadanie które zostało nam powierzone. Wszystkie nasze wyjazdy są wydłużone w czasie. Czasami bywa tak, że robimy jeden dwa wyjazdy czasami to są dalekie odległości, np. do Żywca, Zatoru, Rybnika- mówi z kolei ratownik medyczny, Tomasz Kowalski.

Następnie kontynuował: - Zespoły czasami wracają po 4-6 godzinach. W normalnych warunkach jesteśmy w stanie pacjenta chwycić za rękę, pocieszyć. Teraz sytuacja jest trudna, szczególnie dla naszych pacjentów. Gdy wchodzimy do ich domów w kombinezonie, ludzie nie są do tego przyzwyczajeni. Oni nie widzą, kto w tym kombinezonie przyszedł, jak wygląda, nie można nawet spojrzeć im w oczy. To są starsze osoby, one muszą nam zaufać. Tymczasem dla nich i dla członków ich rodziny nawet szeleszczenie tego kombinezonu jest przerażające

Tomasz Kowalski zdradził zaskakująco, że naprawdę szalenie niepożądane jest uronienie ewentualnej łzy, nawet w sytuacji tak trudnej, gdy zna się osobę, po którą się przyjechało. Dlaczego? - Taki ratownik musi mieć w głowie, że z toalety szybko nie skorzysta, podrapać się nie może. Problem, że nie możemy sobie pozwolić na to, żeby uronić łzę, bo ludziom łatwiej wtedy pęknąć. Mnie się to zdarzyło kiedy trafiłem na pacjenta, który jest z kolegą z branży i też trzeba go po prostu zabrać z domu. Problem nawet nie w tym, że nie chcemy żeby ktoś zobaczył że płakałem, bo oni tego nie widzą, ale my nie mamy po prostu... jak tych łez otrzeć! Tu robi się problem, bo trzeba za chwileczkę do samochodu wsiąść i pojechać, a maski nie możemy zdejmować... Trzeba być po prostu naprawdę twardym. My na przykład mamy w firmie psychologa i zastanawiamy się, kiedy przyjdzie taki moment, gdy trzeba będzie go dla nas użyć...

Liczba zakażonych w Polsce

i

Autor: Super Express Liczba zakażonych w Polsce

Ratownik dodał, że na szczęście nie spotykają się w ogóle z jakąkolwiek agresją ludzką. Wspominał przy tym: - Spotkamy się z dużą przychylnością, pamiętam w jednym miejscu podjechaliśmy na akcje, to ludzie chcieli nam wrzucić do karetki m.in. jedzenie i wody mineralne w ramach podziękowania. Na koniec dodał: - Chciałem podziękować ogólnie w całej Polsce wszystkim lekarzom, ratownikom, pielęgniarką, salowym, policjantom, strażakom, kasjerom oraz wszystkim ludziom, którzy walczą na pierwszej linii frontu, Chciałem również podziękować wszystkich ludziom, którzy nas wspierają, zaś o wszystkich o których zapomniałem... im też bardzo dziękuje!

Studenci Politechniki Śląskiej skonstruowali bramę odkażającą

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki