Kamil Durczok

i

Autor: Eska.pl, Flickr.com Kamil Durczok

Znany śląski dziennikarz zaatakowany w centrum Katowic. Pyta po co ten monitoring!

2016-10-19 14:47

W centrum Katowic wyrostek poniewierał swoją partnerkę prowadzącą wózek z dzieckiem. Zareagował na to przechodzący w pobliżu śląski dziennikarz Kamil Durczok. Okazało się, że o mało nie dostał za to "po ryju". 

Kamil Durczok całą sytuację opisał na swojej stronie internetowej. W poniedziałek wieczorem, kiedy przechodził obok Teatru Wyspiańskiego w ścisłym centrum Katowic, zauważył jak wyrostek popycha i szarpie swoją partnerkę, która prowadzi wózek z dzieckiem. Jako jedyny przechodzień zainterweniował, niestety o mało nie przypłacił tego wybitymi zębami. 

Jak relacjonuje na stronie Silesion.pl  cała sytuacja trwała około kwadransa, w tym czasie małolat wyzywał go i kilkukrotnie groził pobiciem. Mimo że dziennikarz zadzwonił na policję, na patrol doczekał się dopiero, kiedy wyrostek nawiał. Niestety groźnej sytuacji nie wychwycił też "inteligentny" monitoring, który został uruchomiony w Katowicach niewiele ponad miesiąc temu. 

Po co ten cały monitoring, skoro w "ryj" można dostać?

- Za 14 milionów złotych miasto kupuje i instaluje system monitoringu. System wykrywa „złe zamiary”, „potencjalne zagrożenie”, ba - „auto jadące pod prąd”. Katowiczanie zastygają w zachwycie. Trzy miesiące później, w sercu aglomeracji, przed godziną 20, szykuje się bójka. Albo i jatka, bo nie wiadomo, czy naćpany albo pijany smarkacz, chce użyć „tylko” pięści, czy może na przykład, noża. System nie widzi niczego groźnego - grzmi Kamil Durczok. 

Katowice: Inteligentny monitoring śledzi mieszkańców. Jak działa?

- Na jaką cholerę miasto wydaje moją kasę na jakieś kamerki, które być może pozwalają przyglądać się dziewczynom w mini, ale bezpieczeństwa nie poprawiają na pewno? - dopytuje. 

Kamery nie widzą wszystkiego 

Bo mimo że na monitoring składa się 190 kamer, to jak tłumaczy Maciej Stachura, rzecznik katowickiego magistratu, nie jest w stanie wychwycić wszystkich negatywnych zachowań. 

- Tylko część kamer jest statycznych, czyli, mówiąc kolokwialnie, takich, które patrzą w jeden punkt, reszta to kamery obrotowe 360 stopni. Działają w systemie patrolowym. Wychwytują zdarzenia typu bójki czy zbiegowiska. Ale może się zdarzyć tak, że w momencie, kiedy ktoś kogoś uderzy, kamera będzie skierowana w inne miejsce. Sytuacja z redaktorem Durczokiem została zarejestrowana, kamera uchwyciła trzy postaci, dwóch mężczyzn i kobietę z wózkiem, jednak nie zarejestrowała żadnych rękoczynów dlatego obróciła się dalej - tłumaczy Maciej Stachura. 

Ponadto kamery tylko widzą co się dzieje, ale nie słyszą, dlatego ani operator ani system nie są w stanie wychwycić gróźb i przekleństw, bo trzeba byłoby zwyczajnie podsłuchiwać przechodniów. 

Po zmroku nad Rawą dzieją się dziwne rzeczy

Monitoring poprawia bezpieczeństwo, ale go nie gwarantuje

Miasto tłumaczy, że braki w monitoringu są uzupełniane dodatkowymi patrolami policji, za które urząd miasta płaci w Śródmieściu. Ale jeśli kamera nie wyłapie bójki, to policja nie zostanie powiadomiona. System jednak nie jest pozostawiony sam sobie, obsługuje go kilka osób, które również mają możliwość zatrzymania kamery i powiększenia obrazu. Tyle, że pracowników jest niewielu, a obrazków nadawanych w tym samym czasie - 190.

- Dlatego zakupiliśmy inteligentny system, aby ograniczyć czynnik ludzki. Ale sądzę, że gdyby pracownik na ekranie zauważył dwóch mężczyzn i kobietę z wózkiem, również prawdopodobnie by nie zareagował. Bo takich sytuacji, kiedy kilka osób stoi na rynku w jednym miejscu jest naprawdę dużo - tłumaczy Stachura. 

Zaznacza jednocześnie, że nigdy nie będzie tak, że monitoring wychwyci wszystkie niebezpieczne sytuacje. - Od początku mówiliśmy, że monitoring podnosi poziom bezpieczeństwa, ale nie zagwarantuje go w 100 proc. Takie sytuacje zdarzają się w każdym mieście w Europie. 

Policja nie ma sobie nic do zarzucenia

Zdaniem Komendy Miejskiej Policji w Katowicach interwencja przebiegła szybko i sprawnie. Jaka zaznacza Aneta Orman, rzeczniczka KMP Katowice, pierwszy patrol był na rynku w cztery minuty od zgłoszenia. W sumie na miejsce przyjechały 3 patrole - dwa nieoznakowane i jeden patrol oznakowany. 

- Zgłaszający przekazał policjantom informację, że był świadkiem zdarzenia na ulicy Moniuszki, gdzie mężczyzna szarpał kobietę, która była z dzieckiem. Agresywny mężczyzna po chwili  wraz z drugim mężczyzną oddalił się w kierunku Rynku. Wtedy zgłaszający podszedł do obu mężczyzn i zwrócił im uwagę, a oni zaczęli kierować pod jego adresem groźby pobicia, po czym odeszli - relacjonuje rzeczniczka. 

Dodaje, że dwa patrole na podstawie rysopisu przekazanego przez zgłaszającego  rozpoczęły poszukiwania uczestników zdarzenia, trzeci patrol w tym czasie wykonywał czynności na miejscu.

- O godzinie 20.25 policjanci zakończyli czynności na miejscu zdarzenia, dalej poszukując wskazanych w opisie zgłaszającego osób, których niestety nie udało się ujawnić - wyjaśnia. 

To nie pierwsza taka sytuacja

Niestety to nie pierwszy raz, kiedy poczucie bezpieczeństwa w centrum Katowic jest poważnie zachwiane u mieszkańców. Wystarczy przypomnieć napaść pseudokibiców na imprezowiczów na ul. Mariackiej sprzed ponad miesiąca. Pomimo że ulica jest łatwa do zabezpieczenia i objęta monitoringiem, służbom nie udało się zapobiec awanturze. A finalnie zatrzymano raptem kilka osób z kilkudziesięciu, które brały udział w zadymie. Niepokoi również sobotnie zajście przed Spodkiem, kiedy kilkuset pseudokibiców chciało doprowadzić do bójki. Tutaj policja opanowała sytuację, jednak trudno powiedzieć, że było bezpiecznie. 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki