Żona Piotra trzęsła się przez kilka godzin. Była w sklepie, gdy zobaczyła nożownika. To zemsta konkurencji?

Miał pistolet i nóż, którymi wymachiwał w kierunku kobiety za ladą i krzyczał: "Gdzie jest właściciel? Zabiję go!". W sklepie była tylko jeszcze jedna klientka. Na szczęście na groźbach się skończyło. Mężczyzna w czarnej koszulce z napisem "ochrona" uciekł, ale policja szybko go złapała. Właściciel sklepu twierdzi, że nasłanie bandziora to zemsta ze strony konkurencji, i boi się, co będzie dalej.

  • Właściciel sklepu w Jeleśni, Piotr Lach, podejrzewa, że za napadem na jego sklep stoi zwolniony pracownik.
  • Nieznany mu mężczyzna groził jego żonie nożem i atrapą pistoletu, a po zatrzymaniu twierdził, że to tylko pijacki żart.
  • Piotr Lach oskarża byłego pracownika o kradzież ponad 60 tys. zł i próbę przejęcia lokalu.
  • Czy policja znajdzie powiązania między napadem a podejrzeniami właściciela?

Jeleśnia. Szokujące sceny w sklepie. To sprawka konkurencji?

Mały sklep spożywczy przy ul. Jana Kazimierza w Jeleśni cieszy się dobrą opinią wśród klientów. Od lat prowadzi go Piotr Lach wraz z żoną Anną. To właśnie ona była wówczas w sklepie, gdy wszedł tam uzbrojony w pistolet i nóż mężczyzna.

- Groził, że mnie zabije, pytał, gdzie jestem, machał nożem na lewo i prawo. Moja żona była przerażona. Ręce jej się trzęsły jeszcze kilka godzin potem - opowiada dramat Piotr Lach.

Napastnik uciekł po kilku minutach. Zawiadomiona policja zatrzymała go szybko. Agresor był nietrzeźwy - wydmuchał 3 promile. Pistolet, którym groził, okazał się być atrapą. Za to nóż był prawdziwy. Mężczyzna trafił na dwa dni do policyjnej celi, a potem usłyszał zarzut kierowania gróźb karalnych i został zwolniony. Przed sądem odpowie z wolnej stopy.

Tymczasem właściciel sklepu twierdzi, że to najnowszy, aczkolwiek nie pierwszy akt agresji, które względem jego i jego sklepu podejmuje konkurencja. Zdaniem pana Piotra chodzi o zemstę.

- Uważam, że za tym atakiem, jak i wcześniejszymi groźbami wobec mnie, stoi pracownik, którego w ubiegłym roku zwolniłem z pracy w sklepie, i to dyscyplinarnie - tłumaczy swe podejrzenia pan Piotr. - Zwolniłem go, bo mnie okradał. Narobił mi manka na ponad 60 tys. zł w roku 2023. Anulował tysiące paragonów. Wydawał też towar bez paragonów, a pieniądze brał do kieszeni. Tygodniowo okradał mnie nawet na 4,5 tysiąca zł. Wszystko wyszło, gdy zamontowałem w sklepie kamery. Wówczas go wywaliłem. Teraz się na mnie mści - wyjaśnia sklepikarz.

Piotr Lach dodaje, że już przed napadem dochodziły do niego dziwne pogłoski.

- Dwa tygodnie wcześniej doszła od mnie wiadomość, że jest na mnie "wyrok". Potem dostałem też informację, że będzie "nalot" na mój sklep - przekonuje handlowiec.

Ci ciekawe zwolniony pracownik otworzył własny biznes. W tej samej branży. Już na początku próbował ostro zagrać ze swoim byłym pracodawcą.

- Poszedł do człowieka, który wynajmuje mi lokal na sklepik, i zaproponował, że chętnie przyjedzie jako najemca na moje miejsce i będzie płacił mu więcej o 500 zł co miesiąc, jeśli tylko wypowie mi umowę najmu - mówi Piotr Lach.

Jak na razie policja nie wiąże napadu z zastrzeżeniami, które artykułuje sprzedawca.

- Podejrzany o groźby karalne utrzymuje, że nikt go nie nasłał. Powiedział, że był pijany i postanowił zrobić sobie żart. Tym niemniej sprawa jest w toku, więc nie możemy wykluczyć, że znajdą się w niej nowe wątki, a może i zarzuty dla innych osób - informuje Mirosław Piątek z policji w Żywcu.

Sprawa kradzież, których miał dopuścić się zwolniony pracownik pana Piotra, a dziś konkurent jest również w toku. Natomiast właściciel warzywniaka jest pełen obaw.

- Ja się boję. Teraz nasłali jakiegoś pijaczka z nożem i atrapą, ale kto wie, co może być następne - zastanawia się Piotr Lach.

Napadli na kantor usłyszeli wyrok
Super Express Google News

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki