Chorzy na agresywne chłoniaki. Pozbawieni terapii jedynej szansy

i

Autor: Shutterstock

Chorzy na agresywne chłoniaki pozbawieni terapii jedynej szansy

2017-04-20 2:00

Każdego roku w Polsce diagnozuje się ok. 7500 przypadków nowych zachorowań na chłoniaki. Dzięki postępowi medycyny niektóre z nich udaje się pokonać. Także te bardziej agresywne, gorzej rokujące, tylko niestety nie dotyczy to polskich pacjentów, bo oni nadal nie maja dostępu do takich terapii.

Znakomici aktorzy

Chłoniaki to nowotwory układu chłonnego, charakteryzujące się niekontrolowanym rozrostem białych krwinek (limfocytów B lub T). Zadaniem limfocytów jest ochrona organizmu przed infekcjami, wspomaganie jego odporności. Kiedy zaczynają się rozrastać, przestają wypełniać swoje funkcje, odporność spada, dochodzi do wielonarządowej niewydolności.

– Chłoniaki to znakomici aktorzy

– mówi prof. Wiesław Jędrzejczak, kier. Katedry i Kliniki Hematologii, Onkologii i Chorób Wewnętrznych CSK WUM. – Noszą wiele masek, co świadczy o ich podstępności. Objawy tego nowotworu nie są bowiem charakterystyczne, dlatego też mogą być trudne do wykrycia. Takie objawy jak niebolesne powiększenie węzłów chłonnych, podwyższona temperatura, nawracające infekcje górnych dróg oddechowych czy płuc, kaszel, osłabienie, uczucie duszności, nocne poty, świąd skóry, zaburzenia czynności układu pokarmowego, utrata wagi ciała, mogą wskazywać także na wiele innych schorzeń. Dlatego, niestety, chłoniaki często są rozpoznawane późno, w stadium zaawansowanym. Do rzadkości nie należą przypadki, kiedy chory tygodniami, a nawet miesiącami jest leczony przez dermatologa, alergologa czy jedynie lekarza pierwszego kontaktu, zanim trafi do hematologa. A choroba w tym czasie postępuje.

Z tendencją wzrostową

Spośród wszystkich nowotworów układu chłonnego najczęściej występuje tzw. chłoniak rozlany z dużych komórek B – DLBCL (z ang. Diffuse large B-cell lymphoma). Aż 80 proc. chłoniaków agresywnych to właśnie DLBCL. Choroba dotyka głównie osoby po 60-tym roku życia, ponad 50 proc. chorych w momencie rozpoznania ma ponad 65 lat. To zaś stwarza dodatkowe problemy terapeutyczne, gdyż osoby w tym wieku zazwyczaj cierpią również na inne schorzenia, głównie kardiologiczne. Częściej chorują mężczyźni. Przyczyny chłoniaków wciąż pozostają nieznane. Za prawdopodobne czynniki ryzyka uznaje się infekcje wirusowe i bakteryjne, dietę wysokotłuszczową, promieniowanie jonizujące, ekspozycję na niektóre środki chemiczne, wcześniejsze terapie onkologiczne, przyjmowanie leków immunosupresyjnych, zakażenia wirusem HIV. Czynnikiem ryzyka, jak w przypadku wielu innych chorób cywilizacyjnych, jest wiek. Dlatego, z uwagi na starzenie się tendencję wzrostową w zachorowaniach, o ok. 4 – 5 proc. rocznie.

Oporne, nawracające, z agresywnym przebiegiem

Niektóre chłoniaki rozwijają się wolniej, inne szybciej, różne są stopnie ich złośliwości, różne rokowania, stąd zróżnicowane terapie. Standardem w przypadku chłoniaków nieziarniczych I stopnia jest immunochemioterapia, ewentualnie radioterapia, co daje szanse na wyleczenie nawet u 60 – 70 proc. pacjentów. I taka terapia, dla tak chorujących pacjentów, jest w naszym kraju dostępna, w ramach programu terapeutycznego, finansowanego przez NFZ. Prawdziwy dramat pojawia się wówczas, gdy Chłoniak nie reaguje n leczenie, jest oporny na wszystkie dostępne w danym momencie terapie, gdy nawraca, a każdy nawrót jest gorszy od poprzedniego (są pacjenci, którzy mają za sobą już kilka nawrotów), gdy rozwój choroby postępuje błyskawicznie. Takie właśnie są agresywne, oporne na dotychczasowe leczenie, wielokrotnie nawracające nieziarnicze chłoniaki z komórek B. Ale i one mogą zostać pokonane, pod warunkiem że zostanie zastosowana odpowiednia terapia. Niestety, polscy pacjenci nie mają do niej dostępu.

Lek, który został szlagierem

Szansą na życie dla takich pacjentów stał się piksantron – jedyny lek ze wskazaniem EMA (Europejska Agencja Leków) do leczenia w monoterapii chorych z wielokrotnie nawracającym lub opornym na leczenie agresywnym chłoniakiem nieziarniczym z komórek B. Ten lek, jak mówi prof. Wojciech Jurczak z Katedry i Kliniki Hematologii UJ CM w Krakowie, to absolutny szlagier. – W porównaniu do innych terapii przeciwnowotworowych wykazuje większą skuteczność, wydłuża czas przeżycia, daje długotrwałe remisje. I co istotne, ta terapia może być pomostem do przeprowadzenia przeszczepu szpiku, dając tym samym szansę na trwałe wyleczenie. Ogromne znaczenie ma również to, że lek charakteryzuje się obniżoną kardiotoksycznością, a to jest istotne zwłaszcza dla starszych pacjentów, u których często z chorobą nowotworową współistnieją choroby układu sercowo-naczyniowego.

Tylko w programach klinicznych

Choć piksantron jest już refundowany w 13 krajach europejskich, także w tych o podobnym do naszego PKB (np. Słowacja, Słowenia, Grecja), u nas nie. – Co ciekawe, choć raczej niezrozumiałe, lek jest efektywny kosztowo – podkreśla dr Janusz Meder, prezes Polskiej Unii Onkologii. – Na dodatek pacjenci nie muszą być nim leczeni do końca życia, czas trwania kuracji to kilka miesięcy. Poza tym prognozowana liczba chorych, dla których lek jest wskazany, to nieliczna grupa, ok. 200 – 300 osób. Tymczasem dziś polscy chorzy mogą skorzystać z tej, jedynej w ich przypadku szansy na życie, wyłącznie w ramach badań klinicznych. A one się przecież kończą, bo ich czas jest ograniczony. Zresztą, aby dostać się do takiego badania, należy spełnić odpowiednie warunki, a to nie jest łatwe. Takie badania są prowadzone w dużych ośrodkach, co również ogranicza do nich dostęp, bo nie każdy chory będzie w stanie pokonać kilkaset kilometrów, aby dotrzeć do ośrodka.

Czekanie na wyrok

– Nie powinno być tak, że tylko nieliczni mogą otrzymać terapię ratującą życie, a inni nie. To nie może być jedynie łut szczęścia, jak to ma miejsce w Polsce dzisiaj – zwraca uwagę dr Mariola Kosowicz, psychoonkolog z Centrum Onkologii w Warszawie. – Jak wytłumaczyć pacjentowi, że owszem, jest skuteczna terapia, ale on jej nie otrzyma, bo nie kwalifikuje się do badania klinicznego, a lek jest niedostępny w refundacji. Co odpowiedzieć mu na pytanie, dlaczego chory w Słowacji może być skutecznie leczony, a jeśli umrze, to z chłoniakiem, a nie na chłoniaka, a on może w ciągu paru miesięcy umrzeć... Jak trudno, jak bardzo trudno wyjaśnić to pacjentowi! Bo ten typ agresywnego, opornego, nawracającego chłoniaka, jeśli nie jest właściwie leczony, staje się dla chorego wyrokiem w ciągu paru miesięcy. I na to właściwe, skuteczne leczenie czekają pacjenci, ich bliscy i lekarze.

 

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki