Przemek Skokowski

i

Autor: Facebook Przemek Skokowski, autor książki "Autostopem przez życie"

Przemek Skokowski "Autostopem przez życie". Wywiad z najsłynniejszym autostopowiczem w Polsce

2014-06-04 22:57

Nie tańczył na lodzie ani nie rozebrał się przed kamerami w telewizyjnym show. Nie przeczytacie też o nim na „Pudelku”. Za to całkiem możliwe, że niedługo wyskoczy Wam z lodówki. Przemek Skokowski – prawdopodobnie najpopularniejszy autostopowicz w Polsce, w ciągu ostatnich pięciu lat przemierzył Europę, Indie, Azję i kraje Bliskiego Wschodu. Napisał książkę, która stała się numerem jeden wśród bestsellerów Empik.com i przyciągnął na swojego bloga prawie 15 tysięcy fanów. Z autorem książki „Autostopem przez życie”, zwycięzcą Blog Forum Gdańsk 2013 i – jak sam o sobie pisze – „zwyczajnym studentem, żyjącym klasycznym studenckim życiem” rozmawiała Marta Radzikowska.

"Super Express": - Do Warszawy też przyjechałeś autostopem?

Przemek Skokowski: - Prawie, umówiono mnie z kobietą, która też jechała do Warszawy na wywiad do radia. Zabrałem się z nią samochodem. A więc taki „ugadany” autostop.

- Na swoim blogu napisałeś, że podróżowanie autostopem jest coraz mniej popularne. Z moich obserwacji wynika, że młodzi ludzie bardzo chętnie wybierają autostop. Co takiego wciągającego jest w tej formie podróżowania?

- Napisałem to trzy lata temu. Teraz rzeczywiście coraz więcej osób jeździ na stopa. Autostop przeżywa swój renesans. Teraz jest więcej aut, autostopowicze szybciej łapią tego stopa. Ludzie się przełamują, uświadamiają sobie, że to nie kończy się gwałtem, morderstwem i kradzieżą w każdym przypadku.

- W każdym przypadku? Nieliczne przypadki nie wystarczą, żeby nie decydować się na podróż autostopem w przypadku dziewczyn?

- To zależy od człowieka. Ja nie dzielę autostopowiczów na facetów i dziewczyny. Z tą różnicą, że dziewczynie jest czasami dużo łatwiej złapać stopa, więcej kobiet się zatrzymuje. Znam masę dziewczyn, ładnych dziewczyn, które jeździły stopem i nie miały większych problemów. No, może w Turcji nie polecałabym dziewczynom podróżowania autostopem…

- Z twoich ust słyszę same pozytywy na temat autostopa, a jest w nim coś, na co narzekasz?

- Czasami nocą się kiepsko łapie stopa, jeżeli nie mamy kamizelki odblaskowej. A jak ma się kamizelkę to chwila moment i ludzie się zatrzymuję, bo myślę, że to… policja.

- Jest też druga strona medalu. Podczas gdy twoi rówieśnicy studiują lub rozpoczynają karierę zawodową, ty zakładasz plecak i ruszasz w świat. Nie martwisz się o to, że któregoś dnia obudzisz się bez doświadczenia zawodowego i składek w ZUS-ie?

- Nie, do tej pory podróżowałem zawsze w okresie wakacyjnym. Moi rówieśnicy w większości pracują w wakacje, ostatnio rzeczywiście zaczęli podejmować różnego rodzaju staże. Ja zawsze ciężko pracowałem w roku akademickim, wtedy to zarabiałem na swoje podróże.

- A co po studiach?

- To jest trudne pytanie… Obronię się prawdopodobnie we wrześniu. Pojadę jeszcze na jednego tripa, chcę dotrzeć stopem do Ameryki Południowej. Wrócę pewnie w okolicach lutego/marca, a co będzie, jak wrócę… Tak naprawdę to wszystko zależy od tego, co teraz się dzieje. Wyszła moja książka, która spotkała się z fajnym przyjęciem. Może okazać się, że ruszę w kolejną podróż i z tej kolejnej podróży też powstanie książka. Wtedy chciałbym utrzymywać się z tego, co zarobię na tych dwóch książkach. A potem zacznę ogarniać się życiowo. Może nie kariera w korporacji, ale własna działalność gospodarcza. Ostatnio stwierdziłem również, że mógłbym pracować w radiu.


- Wspomniałeś o swojej książce „Autostopem przez życie”, która powstała w nawiązaniu do bloga o tym samym tytule. To twoja pierwsza książka i od razu miejsce numer jeden wśród bestsellerów Empik.com. Czym wyróżnia się twój blog, że zarówno on, jak i książka cieszą się tak dużą popularnością?

- Trafiłem po prostu w niszę i trafiłem w tę niszę w dobrym momencie. Bloga założyłem dwa lata temu. Nie było wtedy żadnego bloga autostopowego. Nie ukrywam też, że bardzo pomogli mi znajomi, których spamowałem non stop przez pierwsze dwa tygodnie, aby „lajkowali”, udostępniali moją stronę. Po pierwszych dwóch tygodniach dobiłem do 1000 „lajków”. Później zacząłem podróżować i tak naprawdę taki wielki „boom” przyszedł w ubiegłym roku. W momencie, gdy wyruszyłem w podróż i pisałem regularnie, mój fanpejdż na Facebooku dobrnął do 10-14 tys. polubień, a wejść na bloga było od 90 do 100 tys. Żeby się wypromować trzeba to zrobić w dobrym momencie i trzeba to robić dobrze.

- Skoro tak dobrze idzie ci autopromocja, to może zdecydujesz się na pracę w marketingu?

- Ewentualnie… Bardziej podoba mi się Twoja praca – robisz wywiady, piszesz. Ale jak na razie skupiam się na blogu. To jedyny blog, który został doceniony pod kątem podróżniczym, zdobył dwukrotnie nominację do Kolosów (pierwszych polskich nagród podróżniczo-eksploracyjnych, przyznawanych corocznie od marca 2002 r. – red.) i pod kątem blogerskim, czyli nagroda Blog Forum Gdańsk 2013. Jak to się połączy to powstaje fajna mieszanka, która ma możliwości sprzedania się.

- Jeden z twoich podróżniczych projektów polegał za zadawaniu przypadkowo spotkanym osobom pytania, czym dla nich są miłość, szczęście i marzenia. Teraz chciałabym usłyszeć, czym są one dla ciebie.

- Kolejne trudne pytanie… Mi się wydaje, że te wszystkie rzeczy łączą się ze sobą. Jeżeli w życiu realizujemy nasze marzenia, czyli robimy coś, co kochamy, to to sprawia, że jesteśmy szczęśliwi. To realizacja marzeń prowadzi do szczęścia. A jeżeli jesteśmy szczęśliwi, roztaczamy wokół siebie aurę, która przyciąga inne osoby. A jeżeli ktoś realizuje swoje marzenia, robi to, co kocha, to miłość przyjdzie sama.

- Twój przypadek potwierdza tę teorię. Zarabiasz na tym, co sam stworzyłeś i co sprawia ci przyjemność. Masz konkretny przepis na to, jak to zrobić?

- To zabrzmi banalnie, ale po prostu robić to, co się lubi. Jeżeli robimy to, co kochamy – nie z założeniem, żeby mieć kasę, tylko na zasadzie: lubię to, poświęcam temu wolny czas - to w  końcu dojdziemy do momentu, kiedy będziemy najlepsi w tym, co robimy. Ktoś w końcu zacznie nas oglądać, słuchać, czytać, a z czasem płacić za to.

- Mówisz słowami Jamesa Arthura Ray’a, który napisał książkę o przyciąganiu dobrobytu.

- On napisał o tym książkę, a wystarczyło przyjść i ze mną pogadać.

Podróżujesz w pojedynkę. Nie dopadają cię czasem naturalne, ludzkie uczucia, jak samotność i tęsknota?

- Oczywiście, że tak. Może nie często, ale zdarzają się kryzysy. Czasem spojrzę na to z boku i myślę sobie – jestem zmarznięty, brudny, śmierdzą mi stopy… Ale to jest tylko na moment. Po chwili uświadamiam sobie, że jutro jest kolejny dzień, zobaczę Mur Chiński, przejdę przez rzekę albo zobaczę rzeczy, których w przyszłości już nigdy nie będę miał okazji zobaczyć. Jest jakaś niewygoda wpisana w cenę – zmęczenie, tęsknota za domem. Ale wtedy zawsze mogę zadzwonić do bliskich, porozmawiać przez Skype’a, pośmiać się. Wiadomo, że to nie zastąpi kontaktu na żywo, ale na taką podróż czteromiesięczną w zupełności wystarczy.

- A co, jeśli pewnego dnia założysz rodzinę i żona będzie chciała zatrzymać cię w domu?

- Nie ma możliwości, żeby kobieta zatrzymała mnie w domu. Wychodzę z założenia, że wyruszę jeszcze w jedną podróż, taką długą, a potem zorganizuję sobie życie tu na miejscu i jeżeli będę podróżował z żoną to mogę wybrać samolot. Jeżdżę stopem nie dlatego, że mam takie zboczenie, że tylko autostop, ale dlatego, że np. ch*****a kolej kosztuje 70 Euro. Poza tym można poznać ciekawych ludzi. Ostatnio byłem w Finlandii i spotkałem mężczyznę z Namibii, który uciekł z Afryki przed prześladowaniami i pracował w Finlandii w kopalni złota.

Może z trójką dzieci i z żoną nie będę łapał stopa, ale wiem na pewno, że będę próbował namówić swoje dzieciaki, żeby też zaczęły jeździć w ten sposób.

Zobacz: Polonijni podróżnicy w krainie kanionów

- Zdarzyło ci się spać pod mostem w czterogwiazdkowym hotelu. Jadłeś kurze łapki i wdałeś się w awanturę. Która ze wszystkich twoich autostopowych przygód najbardziej zapadła ci w pamięć?

- Każdą przygodę mam w pamięci i każda była świetna. Pamiętam, jak w Kazachstanie znalazłem się na kompletnym pustkowiu i z nudów… zacząłem rzucać kamieniami w kaczki. Tak, to jest strasznie brzydkie i nieładne, ale bardzo śmieszyło mnie, jak te kaczki odlatują i z powrotem lądują, a ja przez cztery godziny stałem w miejscu i po prostu nie miałem lepszej zabawy. Nawet takie drobne zdarzenia zapadły mi w pamięć. Jest kilka przygód, które w tym momencie przychodzą mi do głowy. Bardzo fajnie czułem się podczas wizyty w sierocińcu w Birmie. Przygoda, podczas której naprawdę "robiłem w gacie" to incydent z paszportem w Laosie.

Opowiedz coś więcej o tym.

- Zostawiłem paszport w depozycie za skuter, który wypożyczyłem. Poszedłem do knajpy naprzeciwko, spotkałem tam znajomych. Przypadkiem spadłem z krzesła, strącając przy tym kilka kubków i kieliszków. Właściciel baru zażyczył sobie 350 Euro odszkodowania. Powiedziałem, że nie zapłacę. Wtedy on poszedł do wypożyczalni skuterów, wziął mój paszport i powiedział, że nie odda, dopóki nie zapłacę. Poszedłem na policję, a policja stwierdziła, że skoro wypożyczyłem motor, a nie mam prawa jazdy na motor… muszę zapłacić  300 Euro mandatu. Koniec końców zdecydowałem spróbować dogadać się z właścicielem baru. Zbiliśmy cenę (wtedy podróżowałem z dziewczyną, którą poznałem na stacji w Laosie) do 200 Euro, ale przy wymianie doszło do awantury. Oni stwierdzili, że chcą jednak 350 Euro. Atmosfera zgęstniała. Padło dużo niemiłych słów, powszechnie uważanych za wulgarne. Skończyło się tak, że pogonili nas z tego baru z bambusowymi pałami. Wbiegliśmy do hotelu, skąd zabraliśmy plecaki. Doszło do szarpaniny, podczas której złapałem paszport, oni złapali kasę. Pieniądze się rozsypały, a my – wykorzystując sytuację – uciekliśmy. Gonili nas jeszcze na motorach. W pewnym momencie już nas prawie mieli, wtedy my porzuciliśmy motory i wskoczyliśmy w krzaki. Widzieliśmy, jak nas mijają z karabinami maszynowymi na plecach.

Ostatecznie udało wam się uciec?

- Tak, koniec końców tak. To była mała miejscowość, taka wiocha właściwie.

Na swoje cele podróży wybierasz miejsca dalekie i niebezpieczne…

- Jak się patrzy z perspektywy mapy to rzeczywiście myślę sobie – wow, gdzie ja byłem! Ale w rzeczywistości wygląda to inaczej. Każdego dnia jesteś najwyżej 300 km dalej, krajobraz jest ten sam, ludzie są ci sami. To nie wygląda tak groźnie z perspektywy podróżującego, jak z perspektywy kogoś, kto to śledzi w domu. Problemem jest ryzyko chorób, takich jak np. malaria.

- Jak się przygotowujesz do tych najdalszych podróży?

- Przygotowania do tych najdalszych podróży są tak naprawdę proste. Załatwiam wizę przed wyjazdem, żeby nie martwić się o to już na miejscu. Drugim elementem, który zajmuje najwięcej czasu są szczepienia, które trzeba robić w odstępie kilku miesięcy, aby były skuteczne. A pozostałe rzeczy można tak naprawdę zrobić w tydzień. Czytanie przewodników, różnych wskazówek, skompletowanie sprzętu, ubranie, nóż, gaz pieprzowy, buty, aparat…

- Prowadzisz bloga, jeździsz po całej Polsce z prezentacjami na temat swoich podróży, napisałeś książkę, dzieciom z najbiedniejszych regionów Azji przywiozłeś 790 pocztówek od osób z całego świata. To już nie jest chyba tylko jazda autostopem, ale jakaś większa misja?

- Ja to nazywam podróżowaniem z wyższym celem. Mnóstwo ludzi podróżuje, mnóstwo ludzi jeździ na wolontariat. Ja to połączyłem w jakiś sposób. Pokazałem, że można pojechać w podróż, spełnić swoje marzenia, rozwijać się. A oprócz tego, że podróżujemy, możemy zrobić coś więcej.

- Co poradziłbyś osobie, która dopiero zaczyna podróżować autostopem?

- Na początek poleciłbym Europę. Po pierwsze Europa jest bardzo tania, jeżeli podróżuje się autostopem, bo nie trzeba płacić za transport, który w Europie jest drogi. Druga sprawa to wszechobecne standardy, jeśli chodzi o hotele, jedzenie i tego typu rzeczy. Ja to nazywam autostopem w wersji luks. A poza tym… po prostu spakować plecak i jechać, nie bać się.

- Czego Ci życzyć na zakończenie?

- Tak prosto, po „autostopowemu” – szerokości.

Rozmawiała Marta Radzikowska

ZAPISZ SIĘ: Codzienne wiadomości Super Expressu na e-mail


Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki