Przecież są samcami stworzonymi do zaspokajania samic - a jak się im nie podoba i coś mamroczą o grze wstępnej albo i punkcie G, to niech lepiej przypomną sobie, że w końcu też jesteśmy zwierzątkami.
Patrząc zupełnie bez emocji, to seks polega właściwie na pocieraniu się naskórków partnerów okraszonym wizualizacją falujących piersi i zakodowanym w podświadomości dążeniu do zachowania gatunku. Mężczyźni muszą zostawić po sobie potomstwo, a kobiety tym potomstwem mają się opiekować. Zupełnie jak u zwierząt.
Orgazm jest mechanizmem, który daje partnerom poczucie spełnienia i szczęścia, a w rzeczywistości ma za zadanie zmusić nas do czynności rozrodczych. Taka teoria kija i marchewki. Ale gdyby seks nie sprawiał tyle radości, to kto chciałby zarywać dla niego noce i ledwo zipiąc iść następnego dnia do pracy? To tak jakby masować teściowej stopy do godziny 5 nad ranem... Panowie, czy ewolucja przypadkiem nie nabiła nas w butelkę?!