Sanatoria w Ciechocinku pękają w szwach – i to dosłownie. Choć ceny nie należą do najniższych, chętnych nie brakuje. Za tygodniowy pobyt w jednym z najlepszych sanatoriów w Polsce, m.in. wojskowym, z pięcioma zabiegami, trzeba zapłacić około 2800 złotych. Wolne miejsca? Dopiero od początku sierpnia.
Po popołudniowych zabiegach, które kończą się zwykle około 16:00, część kuracjuszy wybiera spokojny wieczór przy kawie, lodach i serniku. Inni wolą mocniejsze wrażenia i... mocniejsze trunki.
– To nie jest tak, że wszyscy po zabiegach od razu ruszają na parkiet – mówi nam jeden z pracowników sanatorium. – Ale są tacy, którzy rzeczywiście szaleją do późnej nocy. W Ciechocinku naprawdę dzieją się cuda. Widziałem pana, który rano chodził o kulach, a wieczorem na dansingu tańczył bez nich. Są też i mniej przyjemne historie – jedna z pań po kilku kieliszkach upadła na parkiecie i przez resztę turnusu ledwo chodziła – dodaje.
Jedna z kuracjuszek wyznała naszym dziennikarzom, że największym problemem Ciechocinka jest brak panów chętnych do tańca. - Jest nas, kobiet, mnóstwo. Panowie są, ale jakby ich nie było – szybko się męczą, wychodzą, a potem zostajemy same – przyznała z uśmiechem.
Po publikacji naszego artykułu odezwał się do nas czytelnik z Włocławka, stały bywalec Ciechocinka, po siedemdziesiątce i trzech zawałach, który przyjeżdża tu już ósmy raz.
– Melduję, że Maxi Kaz wkracza do akcji – powiedział z entuzjazmem naszemu dziennikarzowi.
Nazwiska zdradzić nie możemy, by nie narazić go na kłopoty w sanatorium. Wiadomo jednak, że Maxi Kaz zapowiedział, iż będzie pojawiał się na dancingach w sanatorium wojskowym i w restauracji Łazienki. Jak sam mówi, trudno będzie go nie zauważyć – zawsze będzie w otoczeniu roześmianych pań spragnionych tańca i towarzystwa.
W Ciechocinku sezon trwa w najlepsze – i jak widać, są tacy, którzy chcą, by żadna z kuracjuszek nie musiała stać samotnie pod ścianą.