Miejsce stworzone z pasji, na podstawie rodzinnej kolekcji i darów od przyjaciół - przyznaje pani Joanna Murawska, która prowadzi Dom PRL-u wraz z mężem. Ilość i różnorodność przedmiotów "z tamtej epoki" imponuje. Kilka tysięcy na pewno. Od pudełek (z zapałkami!), kartek żywnościowych, dokumentów, czasopism (Kobieta i Życie, Trybuna Ludu, Film), książek telefonicznych, telefonów, maszyn do pisania, mebli, odkurzaczy, radioodbiorników, gramofonów, płyt, zabawek, ubrań (są nawet oryginalnie zapakowane, kilkudziesięcioletnie pończochy albo jedwabne szale z ówczesnymi metkami "Milanówek") po kryształowe bibeloty i całą zastawę "za szkłem, w meblościance na wysoki połysk".
Na młodsze pokolenie czekają zagadki w ... kuchni i łazience. Mnóstwo tam przedmiotów, których dzisiaj nie znajdziemy w naszych wnętrzach. Kotły do gotowania bielizny, tara, balia, pralka Frania z wyżymaczką, elektryczna maglownica i wciąż jeszcze zamknięte opakowania proszków, mydeł i płynów typu "Kokosal", IXI, Jacek i Agatka, itp. Za to kuchnia pełna młynków, syfonów, naczyń nawet z połowy ubiegłego wieku. I gablotka z kawą, często "wystaną" w długich kolejkach. Albo zdobytą w Pewexie. A obok kalendarz-makatka.
Wizyta w Domu PRL-u gwarantuje "paradę wspomnień". W tym przypadku akurat tych bardziej codziennych niż politycznych z tamtych czasów. I lekcję historii, gdzie przedmioty nie leżą w gablotkach, a większość urządzeń działa, o czym można się przekonać. Twórcy muzeum chętnie widzieliby u siebie całe pokolenia gości, także szkoły. Planów mają mnóstwo. Między innymi sprowadzenie dawnej "nyski", która czeka tylko na odpowiednie miejsce do ekspozycji.