Szok i niedowierzanie po śmierci 10-letniego Igora. "Chodził do szkoły z moją córką"

O tym wypadku mieszkańcy Łebieńskiej Huty i okolic szybko nie zapomną. 33-letni mężczyzna potrącił czterech chłopców. 10-letni Igor nie miał żadnych szans. - Chłopiec, który zginął, chodził do szkoły z moją córką - powiedział nam przejęty przedstawiciel lokalnej społeczności.

  • Wypadek w Łebiańskiej Hucie wstrząsnął niemal całym krajem. 33-letni kierowca "osobówki" potrącił czterech chłopców. 10-letni Igor nie przeżył.
  • - Przy wielu wypadkach pracowałem, ale z takim czymś nigdy się nie spotkałem - powiedział naszemu reporterowi jeden ze strażaków.
  • Mieszkaniec okolicy wspomina, że zmarły chłopiec chodził do szkoły z jego córką. Pytanie "dlaczego?" do tej pory unosi się w powietrzu. Do sprawy wracamy na se.pl.

Wypadek w Łebiańskiej Hucie: Strażak opisał szczegóły

Dramat rozegrał się we wtorek (7 października 2025) ok. godziny 19:30. Przy ul. Kartuskiej (DW 224) kierujący samochodem potrącił czterech chłopców w wieku 10, 12, 13 i 16 lat. Trzech chłopców jechało na rowerach, a jeden szedł pieszo. Niestety, najmłodszy z z nich zmarł. Reanimacja trwała długo, ale życia 10-letniego Igora nie udało się uratować. Wejherowska policja poinformowała, że zatrzymany 33-latek nie poddał się dobrowolnie badaniu na zawartość alkoholu i narkotyków.

W czwartek ma się odbyć przesłuchanie podejrzanego. Za spowodowanie śmiertelnego wypadku drogowego grozi kara od 6 miesięcy do 8 lat więzienia, a za ucieczkę z miejsca zdarzenia – do 12 lat pozbawienia wolności.

- Dostaliśmy zgłoszenie, że jest wypadek i potrącony chłopak. Przyjechaliśmy i nie spodziewaliśmy się, że jest ich czterech. Czwarty krzyczał w krzakach, że leży. To było straszne. Jeden chłopczyk praktycznie nie miał nogi. Pozostali byli przytomni. Przy wielu wypadkach pracowałem, ale z takim czymś nigdy się nie spotkałem - powiedział nam strażak, który brał udział w akcji ratunkowej. Dalszy ciąg materiału znajduje się pod galerią ze zdjęciami.

Czytaj tutaj: 10-letni Igor zginął, bo trafił na drogowego szaleńca. Strażakowi łamie się głos. Opisał, co zobaczył na miejscu tragedii

"Chodził do szkoły z moją córką"

Sprawca wypadku uciekł z miejsca zdarzenia. - Nie wiem, kto wzywał pomoc. Dostaliśmy zgłoszenie już od dyspozytora 112. Może to ktoś ze świadków zadzwonił po pomoc – mówi "Super Expressowi" jeden z mieszkańców. - Chłopiec, który zginął chodził do szkoły z moją córką – mówi łamiącym się głosem. - Ten, który stracił nogę, należy do naszej straży. Grał w piłkę z moim synem. Coś strasznego… - dodaje ze łzami w oczach.

Troje dzieci przewieziono do szpitala, stan zdrowia 12-latka jest ciężki. Nastoletniemu Ksaweremu amputowano lewą nogę, śmigłowcem przetransportowano go do szpitala. Pozostali chłopcy mają urazy głowy, rąk i nóg. Do sprawy będziemy wracać w "Super Expressie".

Groby polskich rajdowców. Kierowcy ginęli w strasznych wypadkach. Niezapomniani

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki