"Czułem, że stało się coś złego"

Zabili i zamurowali Krzysztofa. Rodzina nie może powstrzymać łez. "Był nam jak syn"

2024-04-25 10:44

W tę zbrodnię trudno uwierzyć. Najpierw Krzysztof został dotkliwie pobity, a później zakopany w blaszanym garażu. Dół zalano betonem, aby trudniej było znaleźć 36-latka. Rodzina Krzysztofa jest w szoku, nie może uwierzyć w to, co się stało. - Potraktowali go jak śmiecia - mówi pan Janusz, wujek Krzysztofa.

Pani Jolanta i Pan Janusz wychowywali razem Krzysztofa po tym, jak zmarła jego mama. Ojciec nie interesował się nim. - Był nam jak syn - mówi w rozmowie z reporterem "Super Expressu" wujek zamordowanego Krzysztofa, pan Janusz. Wujek wspomina Krzysztofa jako spokojnego człowieka. - Nikomu nic złego nie robił - mówi pan Janusz. - Nigdy nie odmówił nikomu pomocy - dodaje pani Jolanta, ciotka Krzysztofa.

Krzysztof nie przyszedł do pracy. Koszmarny finał

12 kwietnia koledzy z pracy zaniepokoili się losem Krzysztofa. Nie przyszedł tego dnia do pracy. Powiadomiono rodzinę. Początkowo szukali 36-latka na własną rękę. - Nie odbierał telefonów, czułem, że coś złego się stało - wspomina tamten dzień wuj Krzysztofa. Rodzina dzwoniła do znajomych 36-latka. Nikt go nie widział, z nikim się nie kontaktował.

W nocy z 11 na 12 kwietnia 2024 r. Krzysztof C. uczestniczył w imprezie ze znajomymi. 36-latek niedługo wcześniej dostał wypłatę, w sumie ponad 5 tysięcy złotych. Brał udział w imprezie z grupką znajomych. W okolicy ludzie ci nie mają zbyt dobrej opinii, kojarzeni są z zażywaniem narkotyków. Bardzo zainteresowała ich wypłata 36-latka. Co więcej, chcieli oni wyłudzić kredyt w kwocie 60 tysięcy złotych na nazwisko mężczyzny. Arkadiusz K., zatrzymany w związku ze śmiercią Krzysztofa C., chciał w ten sposób spłacić długi, prawdopodobnie za narkotyki. Krzysztof nie zgodził się na to. Uczestnicy imprezy mieli być na tyle wściekli, że zaczęli okładać 36-latka. - Był bardzo poobijany - mówi pan Janusz w rozmowie z naszym reporterem. - To nie do opisania, istny koszmar - oburza się mężczyzna.

Zwłoki Krzysztofa oprawcy mieli przewieźć kilkanaście kilometrów z Czymanowa do Płaczewa, a tam zakopać i przysypać wapnem. Leżały tam kilka dni. Być może okrutna prawda wyszłaby na jaw później, gdyby nie sąsiadka. - Policja dotarła na miejsce, bo sąsiadka widziała jak kopali dół, a następnie mieszali beton, w sumie aż sześć osób - mówi pani Jolanta, ciotka zamordowanego Krzysztofa. - Wjeżdżali samochodem do blaszanego garażu, mieli nieść coś ciężkiego - wspomina kobieta.

Dopiero 19 kwietnia brat Krzysztofa C. złożył oficjalne zawiadomienie o jego zaginięciu. Dwa dni później w garażu w miejscowości Płaczewo dokonano makabrycznego odkrycia. - Jak oni mogli mu to zrobić? Zamurowali go w podłodze jak śmiecia - oburza się wuj zamordowanego mężczyzny. W poniższej galerii znajdziecie zdjęcia z miejsca makabrycznej zbrodni.

Jak mówią naszemu reporterowi członkowie rodziny Krzysztofa C., jego oprawcą najprawdopodobniej był kolega ze szkoły. W przeszłości siedział w więzieniu, miał problemy z narkotykami. Prokuratura Rejonowa w Wejherowie nadzoruje śledztwo w sprawie zabójstwa 36-letniego mężczyzny. W sprawie pięć osób usłyszało zarzuty, a sąd w przychylił się do wniosku Prokuratury Okręgowej w Gdańsku o tymczasowe aresztowanie ich. To czterej mężczyźni w wieku 17, 23, 34 oraz 40 lat, przy czym 34-latek zarzuconego mu przestępstwa dopuścił się w warunkach recydywy; a także 48-letnia kobieta, która miała pomóc zatuszować zbrodnię.

Zabili Krzysztofa i zamurowali w garażu

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki