Pożar w Ząbkach. "Ciężko się przygotować na coś takiego"
Krzysztof Kobiela, naczelnik OSP Ząbki, oraz Dominik Manowski, wiceprezes OSP Ząbki, w rozmowie z Eską zgodnie przyznają, że skala pożaru była ogromna. - Ten pożar był na bardzo dużą skalę, było wiele do zrobienia, przy dużej ilości służb My robiliśmy to, co nam kazał kader, czyli kierujący akcją ratowniczą. Staraliśmy się po prostu wykonywać polecenia jak najlepiej – powiedział skromnie Krzysztof Kobiela. Przyznał, że nie spał od 28 godzin.
W tak trudnych chwilach niezwykle ważna jest solidarność i wsparcie. Strażacy z OSP Ząbki nie kryją wdzięczności dla lokalnej społeczności.
- Muszę podziękować mieszkańcom. Jak wyszedłem do Żabki, to oczywiście od razu wpuścili mnie bez kolejki. Przynosili nam jedzenie i wodę, więc pośrednio też byli zaangażowani w akcję – słyszymy.
Strach jest zawsze obecny, ale trzeba go okiełznać
Praca strażaka to nieustanne ryzyko i konieczność podejmowania trudnych decyzji w ułamkach sekund. Jak radzą sobie ze stresem i strachem?
- Nigdy nie wiemy, co zastaniemy na miejscu, jaka będzie sytuacja. Ciężko wytłumaczyć, co dzieje się w głowie. Dla mnie człowiek, który się nie boi, powinien się przebadać. Zawsze się boimy, patrzymy pod nogi, nie stajemy tam, gdzie coś mogłoby pójść nie tak. Jest ten strach, ale ten strach trzeba okiełznać. Po prostu robimy to, co do nas należy. Im więcej doświadczenia, tym łatwiej się to robi – wyznaje strażak z OSP Ząbki.
Po akcji – ciężka praca i gotowość na kolejne wezwanie
Akcja gaśnicza to nie tylko walka z ogniem. To także ogrom pracy po powrocie do bazy.
- Akcja to nie tylko czas dojazdu, działania i powrotu. Po powrocie z wezwania też mamy sporo pracy. Trzeba uprzątnąć samochody, ubrania i przede wszystkim całego sprzętu, przede wszystkim węży. Musi być w stanie idealnym, zawsze gotowy, żeby druhowie w dyspozycji mogli pojechać i pomóc – podkreślają strażacy. Ich poświęcenie zasługuje na najwyższe uznanie.