Otwórzcie salony!

i

Autor: Archiwum prywatne Otwórzcie salony!

Fryzjerzy błagają: OTWIERAJCIE salony! PADAMY!

2020-04-22 15:26

Kolejne tygodnie bez pracy i dochodu stawiają fryzjerów pod ścianą. Za chwilę zwyczajnie nie będą mieli z czego żyć. Salony są zamknięte, ale koszty trzeba ponosić cały czas. Jeśli ta sytuacja się przedłuży, wielu fryzjerów już się nie podźwignie. Dlatego apelują do władz, aby mogli wrócić do pracy.

Z powodu epidemii koronawirusa od 1 kwietnia wszystkie salony fryzjerskie zostały zamknięte. Już wcześniej działały tylko niektóre, a większość zdecydowała się, mimo braku prawnych regulacji, zawiesić działalność ze względu na bezpieczeństwo pracowników i klientów. Taka sytuacja sprawia, że fryzjerzy drżą o przyszłość i błagają – otwórzcie salony!
- Apel o otwarcie salonów fryzjerskich to jest dla nas błaganie o chleb. Odkąd musiałam zamknąć zakład moje życie to strach i wegetacja. Jestem samotną matką wychowującą dwoje dzieci w wieku szkolnym. Co miesiąc muszę zapłacić za lokal, mimo iż nie pracuję. To ok. 3,5 tys. miesięcznie! Fryzjerstwo to moje jedyne źródło dochodu. To robię praktycznie od zawsze. Nie przekwalifikuję się z dnia na dzień. Nie ukrywam, że sięgnęłam po oszczędności, ale one zaraz się skończą. Nikt nam nic nie mówi, nie wiemy kiedy będziemy mogli wrócić do pracy, jak długo to jeszcze potrwa. Nie mamy żadnego wsparcia finansowego – denerwuje się Katarzyna Chełchowska (38 l.), właścicielka i jednocześnie jedyna pracownica salonu fryzjerskiego na Pradze-Północ.

KIEDY zostanie OTWARTE warszawskie ZOO? Mieszkańcy stolicy pytają, ogród zoologiczny ODPOWIADA

W podobnym, jeśli nie takim samym tonie, wypowiadają się koleżanki i koledzy po fachu pani Katarzyny. - Błagam otwórzcie już zakłady. Nie mamy z czego żyć. Jak nie ma klientów to my nie mamy zarobku. I tak nie zarabiamy kokosów, nasze pensje plasują się w najniższej krajowej. W dodatku mamy wzięty kredyt na nowe farby do włosów, bo nasz zakład stawia przede wszystkim na rozwój. Szkolenia też są drogie. Jak my mamy funkcjonować? Nie mamy na chleb – żali się Agnieszka Bugiera (47 l.) fryzjerka z zakładu fryzjerskiego w Legionowie.
- Klienci dzwonią do nas non stop. Proszą o przysługę. Pytają czy nie strzyżemy prywatnie. My chodź bardzo chcemy pomóc odmawiamy. Nie możemy narażać się na dodatkowe kary. Po prostu się boimy. Nie wiem co będzie z zakładem jak tak dalej pójdzie – dodaje Nina Kaczmarek (38 l.) szefowa zakładu w Legionowie.

Czy po Warszawie TRZEBA JEŹDZIĆ w maseczce?

Takich głosów, jak te, jest znacznie więcej. Słychać je praktycznie od każdego fryzjera. Wszyscy mówią jednogłośnie – żeby przeżyć, musimy wrócić do pracy! - W momencie, gdy pojawiły się zarażenia koronawirusem, część fryzjerów sama zamknęła salony w trosce o zdrowie swoje i klientów. Wszyscy mieli nadzieję, że to potrwa 2-3 tygodnie i minie. Ale gdy rząd zamknął wszystkie zakłady, zaczął się strach. Pracodawcy martwią się o swoje biznesy, a pracownicy - o pensje. Wiem, że już z końcem marca wiele salonów po prostu się zlikwidowało. W innych pracownicy dostali wypowiedzenia lub nie przedłużono im umów. Są też tacy, którzy dostają pensję, ale pomniejszoną, która nie wystarczy nawet na przeżycie. Najgorzej mają ci nowi, którzy pootwierali salony niedawno: wpakowali kupę forsy, a teraz zakład stoi pusty. A płacić trzeba! To jest prawdziwy dramat, tym bardziej, że pomoc rządu jest absolutnie niewystarczająca. Dlatego apeluję: pozwólcie nam jak najszybciej powrócić do pracy! - nawołuje Ksawery Zdanowicz (27 l.), fryzjer z Woli.

Super Raport 22 IV (goście: Girzyński, Senyszyn)

Czytaj Super Express bez wychodzenia z domu. Kup bezpiecznie Super Express KLIKNIJ tutaj.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki