Katarzyna D. (27 l.) niedawno skończyła anglistykę na Uniwersytecie Warszawskim. Dziewczyna mieszkała z rodzicami w podwarszawskich Michałowicach. Dorabiała sobie, udzielając korepetycji. Miała przed sobą całe życie.
W ten poniedziałek postanowiła skorzystać z pięknej pogody i wybrała się do parku im. Józefa Piłsudskiego, przy skrzyżowaniu al. Niepodległości z ul. Wawelską. Relaksowała się, czytając książkę. Prawdopodobnie to spowodowało, że w porę nie zauważyła, że stojące naprzeciw niej stare, spróchniałe drzewo chyli się ku upadkowi. Nagle pień pękł i ogromna część gałęzi runęła wprost na ścieżkę i na ławkę, na której siedziała dziewczyna. Ciężkie gałęzie dosłownie przygniotły 27-latkę. Na miejsce natychmiast wezwano pogotowie. Lekarze zabrali dziewczynę do karetki i błyskawicznie ruszyli w stronę szpitala. Niestety, pomimo reanimacji zmarła w ambulansie. Czy musiało dojść do tego wypadku i dlaczego nikt nie wyciął tego drzewa? Na to pytanie próbują teraz odpowiedzieć policjanci i prokuratura.
- Policjanci zebrali dowody na miejscu. Badamy okoliczności tego tragicznego zdarzenia - wyjaśnia asp. Mariusz Mrozek, rzecznik komendanta stołecznego policji. Prokuratura sprawdzi również, czy ktoś zgłaszał ten konar do usunięcia. A jeżeli tak, kto jest za to odpowiedzialny.