Marsz wstydu w Krakowie. Przegrali zakład z Warszawą i wyszli na dwór zamiast na pole

2025-06-06 11:35

Kraków stanął na głowie! Mieszkańcy grodu Kraka, znani ze swojej językowej tradycji, musieli publicznie wyjść..."na dwór". Wszystko przez przegrany zakład z Warszawą o frekwencję w ostatnich wyborach prezydenckich. "Honor trzeba mieć!" - mówili podczas przemarszu.

Miszalski na Grodzkiej

i

Autor: B.Bed
Super Express Google News

Krakowski "dwór" zamiast "pola" – nietypowy marsz przez miasto

Krakowianie, słynący z używania słowa "pole" zamiast "dwór", tym razem musieli ukorzyć się przed językową wyższością stolicy. Przegrana w zakładzie o frekwencję wyborczą zobowiązała ich do zorganizowania publicznego "wyjścia na dwór". Marsz wyruszył spod krakowskiego magistratu i zmierzał w kierunku Wawelu.

Zanim jednak tłum ruszył w drogę, Straż Miejska złożyła symboliczny hołd Zygmuntowi III Wazie, królowi, który przeniósł stolicę z Krakowa do Warszawy. To był gest pełen ironii i humoru, który doskonale oddawał ducha wydarzenia.

Czytaj dalej pod materiałem wideo.

Niemieckie drzewa w Warszawie! "W Polsce takich nie ma"

"Od urodzenia wychodzę na pole!"

Wśród uczestników marszu nie brakowało osób, dla których "wyjście na dwór" jest obce. Jeden z mieszkańców, rodowity Małopolanin, wyznał ESCE: „Od urodzenia wychodzę na pole! Jestem z Małopolski. W Krakowie mieszkam od 20 lat. Żona jest z Dolnego Śląska i wychodzi na dwór. Ale w domu nie było nigdy o to kłótni”.

Czy przegrany zakład to powód do wstydu? Absolutnie nie! Jedna z mieszkanek Krakowa przekonywała: „Nie! Honor trzeba mieć! Jeśli przegrało się zakład, to trzeba się wywiązać. Powinniśmy się cieszyć i być dumni, to żadna ujma dla Krakowa”. Krakowianie pokazali, że potrafią przyjąć porażkę z humorem i godnością.

Prezydent Miszalski na czele marszu. "Traumatyczne" przeżycie z uśmiechem

Na czele nietypowego pochodu stanął sam prezydent Krakowa, Aleksander Miszalski. Przyznał, że przegrana bitwa frekwencyjna była dla niego "traumatycznym" przeżyciem, ale jednocześnie wyraził zadowolenie z wysokiej frekwencji w Krakowie.

„Przegraliśmy bitwę frekwencyjną, ale jestem zadowolony. Jesteśmy na drugim miejscu w Polsce, a w samym Krakowie był rekord! Trzeba było zrealizować z pewnym zgrzytem obietnicę, ale została zrealizowana. Dziękuję Krakowianom, że wzięli udział w wyborach i wspomogli mnie w tym "traumatycznym" przeżyciu podczas wyjścia na dwór” – mówił z uśmiechem Miszalski.

Frekwencja w Krakowie wyniosła 79,71%, podczas gdy w Warszawie do urn poszło 83,16% wyborców. Mimo przegranej, Kraków pokazał, że ma poczucie humoru i potrafi jednoczyć się w nietypowych sytuacjach.

Sonda
Warszawa czy Kraków - które miasto jest lepszym miejscem do życia?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki