"Tu nawet bezdomni nie wytrzymywali"

Nawiedzony dom przy Szeligowskiej. Janusz S. wymordował w nim swoją rodzinę i się zastrzelił

2023-06-03 5:24

W Warszawie nie brakuje nawiedzonych miejsc, jednak było takie, które okoliczni mieszkańcy omijali szerokim łukiem. - Tam nawet bezdomni nie chcieli spać- twierdzi jedna z mieszkanek Bemowa. Opuszczony dworek przy ul. Szeligowskiej 32 był świadkiem potwornej zbrodni. 41-letni Janusz S. z zimną krwią zamordował całą swoją rodzinę.

Warszawa. Nawiedzony dom przy Szeligowskiej 32

W latach 80. XX w. dom przy ul. Szeligowskiej zamieszkiwała rodzina Janusza S. 41-latek mieszkał w nim ze swoją żoną, 30-letnią Aldoną i dziećmi: 13-letnią Patrycją i 10-letnim Eyrkiem. 25 kwietnia Warszawę obiegła wstrząsająca wiadomość. Rodzina S. mieszkająca w domu przy ul. Szeligowskiej 32 miała zginąć w wybuchu gazu. Eryk i Patrycja nie zjawili się tego dnia w szkole. - nie pojawili się na lekcjach w Szkole Podstawowej nr 306 na warszawskim Bemowie. Był piątek, 25 kwietnia 1986 roku. Wkrótce potem ich koleżanki i koledzy dowiedzieli się od nauczycieli, że cała rodzina S. zginęła w wybuchu gazu. Dopiero po jakimś czasie, z plotek młodzi ludzie dowiedzieli się, że przyczyną śmierci rodzeństwa nie był gaz, ale zbrodnia (…) - pisał w artykule "Prawdziwa historia nawiedzonego domu" Bartłomiej Mostek.

25 kwietnia ok. 4 rano ktoś zadzwonił na straż. Paliła się stodoła w gospodarstwie Janusza S. Gdy na miejsce przyjechali strażacy, pożar strawił już sporą część budynku gospodarczego. Z żywiołem walczyło 8 zastępów. W końcu udało się opanować płomienie. Był to jednak jedynie wstęp do koszmaru, jaki mieli odkryć. Milicjanci i strażacy weszli do domu jednorodzinnego obok, panowała w nim grobowa cisza. W środku zastali makabryczny widok. - Milicjanci znaleźli cztery ciała. W pokoju stołowym obok siebie leżały zwłoki kobiety i mężczyzny, a przy jego nogach leżała strzelba. Podłoga została oblana benzyną, zaś obok stołu stał otwarty kanister. Kobieta zginęła od postrzału szyi, mężczyzna zaś został postrzelony w część żuchwową twarzy. W sąsiedniej sypialni, na łóżku, twarzą do poduszki leżał ubrany w piżamę chłopiec. Gdyby nie rozległa rana postrzałowa pleców, można by pomyśleć, że śpi. W ostatnim pokoju, wciśnięta w kąt, skulona w pozycji embrionalnej, klęczała nastoletnia dziewczyna. Miała na sobie nocną koszulę, z której boku płynęła krew. Jak później stwierdzono, strzał z broni myśliwskiej przebił na wylot jej ramię, a następnie zmiażdżył serce – pisał Mostek.

Dom zły na Bemowie. Tajemnica rodziny S.

Dom przy Szeligowskiej zamieszkiwały dwie rodziny. Trzy pokoje zajmował Janusz i jego bliscy. Za ścianą mieszkała jego matka Alicja i jej córka Danuta N. To one zawiadomiły o pożarze. Ja wynika z akt sprawy, do których dotarł autor artykułu o 4.30 kobiety zobaczyły łunę pożaru. Nie mogły wyjść, bo ktoś zabarykadował drzwi od zewnątrz. W tym momencie za ścianą rozległ się huk wystrzałów i przeraźliwe krzyki. Danuta i jej matka wydostały się przez okno. Jedna z kobiet pobiegła po pomoc do sąsiadów.

Prowadzący sprawę policjanci i prokuratura szybko doszli do wniosku, że to Janusz S. zamordował swoją rodzinę. Ze śledztwa wynika, że wstał wcześnie rano, poszedł do stodoły ją podpalił. Potem wrócił i zabarykadował deskami drzwi wejściowe swojej matki. Wrócił do siebie i chwycił za strzelbę myśliwską.

Nie jest do końca jasne, kto zginął pierwszy. Swoją żonę postrzelił, gdy jeszcze spała. Kula rozdarła jej szyję. Zdołała wybiec z pokoju i zmarła. Eryczek zginął w leżąc w łóżku. Potem zabójca poszedł po Patrycję. 13-latka próbowała się ratować. Zamknęła pokój na klucz. Jej ojciec nie zdołał ich wyważyć. Nastolatka nie miała jednak jak uciec, w oknach były grube kraty. Do jej pokoju prowadziło małe okienko ukryte za akwarium. Śledczy doszli do wniosku, że Janusz je rozbił i wszedł do środka. Dziewczynka skuliła się w kącie czekając na śmierć.

Po wymordowaniu swoich bliskich Janusz rozlał w domu benzynę. Chciał spalić żywcem uwięzione obok matkę i jej córkę. Plany pokrzyżował mu przyjazd straży pożarnej. Stanął nad zwłokami żony i strzelił sobie w głowę.

Dlaczego Janusz S. zabił?

Motywów tej ponure zbrodni nie udało się do końca wyjaśnić. Jako jeden z nich podaje się zazdrość i konflikt rodzinny. Szczególnie ostry spór był między Januszem a jego matką. Chodziło o podział majątku. Możliwe też, że Janusz załamał się, bo żona chciała go zostawić.

Przez lata dom popadał w ruinę, a ponury i stojący na uboczu budynek zaczął obrastać w legendy. Wiele osób utrzymywało, że po zagładzie rodziny działy się w nim niewyjaśnione rzeczy. Na podwórku i w oknach widywano dziecięce postacie. Spacerujący obok domu ludzie z psami zarzekali się, że ich czworonogi kuliły się ze strachu, gdy przechodzili obok. W oknach miały falować firanki.

Po latach od potwornej zbrodni dom stanął w ogniu. W 2013 r. wybuchł w nim pożar. Zanim na miejsce dojechała straż, budynek spłonął niemal doszczętnie. - Nie wiemy, jak doszło do zaprószenia ognia. Budynek był opuszczony, nikogo w nim nie było – tłumaczył wtedy w rozmowie z „SE” rzecznik straży pożarnej Artur Laudy. W końcu teren przejął deweloper i powstało na nim osiedle. Mieszkańcy nowej zabudowy pewnie nie zdają sobie sprawy z mrocznej przeszłości tego miejsca.

Sonda
Wierzysz w duchy?
Listen on Spreaker.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki