Nie wierzę, że żona się powiesiła

i

Autor: Andrzej Woźniak / SE

Elżbieta miała powiesić się w lesie. Wstrząsające słowa jej męża

2019-12-30 21:28

W wigilię nie wypatrywali gwiazdki na niebie, tylko zaginionej mamy i żony. W święta ze smutkiem siedzieli przy niezdarnie ustrojonej choince. Czekali... Niestety, zaraz po Bożym Narodzeniu ich nadzieje na szczęśliwe zakończenie tej historii prysły...

18 grudnia na łamach „Super Expressu” 15-letni Kacper ze wsi Skibniewo-Kurcze koło Węgrowa dramatycznie błagał: - Mamusiu, wróć na święta!

On i jego tata, Włodzimierz Zawadzki (47 l.), wierzyli, że Elżbieta (+39 l.) żyje. Zaginęła miesiąc wcześniej. Rankiem, jak zwykle wyszła do zakładów mięsnych, gdzie pracowała. Jednak nie pojawiła się tam. Kiedy ok. godz. 22 nie wróciła do domu, mąż powiadomił policję. Zaginionej kobiety szukali żołnierze, strażacy, policjanci i okoliczna ludność, korzystano też z pomocy jasnowidza. Nic to nie dało, jednak bliscy żyli nadzieją.

Kobieta chciała popełnić samobójstwo. Próbowała wyskoczyć przez okno

Niestety, policjanci przyszli z hiobową wieścią – w piątek ciało Elżbiety, tak wyglądanej przez męża i syna, znalazł w lesie przypadkowy spacerowicz. Wisiało na drzewie 10 km od domu, było w stanie daleko idącego rozkładu. Przy zwłokach były dokumenty i telefon.

Pan Włodzimierz nie wierzy, że żona popełniła samobójstwo: – Miała wiele planów, które razem mieliśmy realizować. Nigdy nie mówiła, że źle się czuje lub coś ją dręczy. Zawsze była pogodna, zrównoważona – mówi roztrzęsiony. - Według mnie w sprawie zaginięcia Eli jest wiele znaków zapytania. Jej telefon logował się około 60 km od miejsca, w którym ją znaleziono. Po zaginięciu żony był czynny jeszcze przez 10 dni, ciągle do niej dzwoniłem, tylko nikt nie odbierał – podkreśla.

– Wstępnie wykluczyliśmy udział osób trzecich w śmierci kobiety, ale poczekajmy do zakończenia postępowania – mówi Leszek Soczewka Prokurator Rejonowy w Sokołowie Podlaskim.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki