Warszawa. To oni walczyli o wolność. Wspomnienia powstańców

2010-08-01 18:56

Mieli po 17, 20, 25 lat i całe życie przed sobą. Niemiecka okupacja przekreśliła ich plany na szczęśliwą młodość. Po pięciu latach hitlerowskiego terroru, łapanek, publicznych egzekucji i wywózek do obozów koncentracyjnych nie mieli wątpliwości, że trzeba walczyć.

Hitlerowcy wycofywali się właśnie z frontu wschodniego. Osłabiony Wehrmacht miał zmniejszoną czujność. Tę okazję wykorzystali młodzi żołnierze Armii Krajowej. Dodatkowo od Wschodu ku Warszawie nadciągała potężna Armia Czerwona, razem z Wojskiem Polskim. Gdy 1 sierpnia warszawskie chłopaki z kamieniami i koktajlami Mołotowa (zwanymi też koktajlami generała Montera, od pseudonimu faktycznego głównodowodzącego siłami AK w Warszawie Antoniego Chruściela), była jeszcze nadzieja, że Sowieci pomogą walczącej stolicy. Nie pomogli...

Por. Jerzy Kaczyński, ps. Sokół (87 l.)

Gdy wybuchło Powstanie, byłem u narzeczonej przy Siennej. Od razu wróciłem do domu na Poznańską. W domu wstąpiłem do formującego się oddziału rotmistrza "Zaremby" (Romualda Radziwiłłowicza), który przeistoczy się wkrótce w Zgrupowanie "Zaremba - Piorun". Trafiłem do plutonu łączności w stopniu strzelca. Budowaliśmy linie telefoniczne. Kable prowadziliśmy podwórkami.

Doskonale pamiętam walkę z goliatami, czyli zdalnie sterowanymi miniczołgami. Rzucaliśmy granat w kabel, i już taki goliat był unieruchomiony! Dzięki zdobyciu Spółdzielni Mleczarsko-Jajczarskiej przy ulicy Hożej mieliśmy co jeść.

Kiedy zdobywaliśmy budynek "Małej PAST-y" przy ulicy Piusa, używaliśmy granatników własnej produkcji. Pociski robiliśmy z niewybuchów, saletry, cukru i kwasu. Były bardzo skuteczne!

Oficerowie zaczęli mówić o kapitulacji, nie chcieliśmy tego słuchać. W końcu przegrana stała się faktem. Wyszedłem z miasta jako cywil, żeby spotkać się z ojcem, który miał złamaną kość biodrową. W Ursusie nas rozdzielono - ojciec został, a mnie Niemcy wywieźli na roboty do Rzeszy.

Ppłk Edmund Baranowski, ps. Jur (85 l.)

W czasie Powstania walczyłem w Batalionie "Miotła" Zgrupowania "Radosław". Biliśmy się z Niemcami najpierw na Woli, gdzie pracowałem jako strażak w zakładach Philipsa. Na Obozowej zdobyliśmy dwie ciężarówki pełne pocisków armatnich. Niestety, nie mieliśmy armat... Na ulicy Mireckiego zdobyliśmy dwa niemieckie czołgi typu Pantera, od razu tworząc pluton pancerny. Okazało się, że amunicja z Obozowej pasuje do nich w sam raz! Dwa stalowe potwory służyły nam aż do 11 sierpnia.

Przez ruiny getta dotarłem na Stare Miasto. Pamiętam bardzo dobrze walkę o szpital psychiatryczny św. Jana Bożego przy Bonifraterskiej. Niemcy wdarli się do środka, a na ulicy biegali chorzy. To był straszny widok...

Przez Śródmieście przebiliśmy się na Czerniaków. Tam grasowali zbrodniarze Dirlewangera. Gdy Powstanie skapitulowało, od razu zakopaliśmy broń. Trafiliśmy do niewoli. 5 października z ulicy Kruczej wyruszyliśmy do Ożarowa, skąd pociąg wywiózł nas na roboty do Rzeszy.

Zdzisław Maciej Michalski, ps. Maciej (84 l.)

1 sierpnia stawiłem się na zbiórce przy ulicy Zegarmistrzowskiej (dziś Wolność) na Woli. Niedaleko były magazyny niemieckiego umundurowania na Stawkach. Zdobyliśmy je i wspaniałą odzież. Do tego broń i żywność. Ze Stawek przedostaliśmy się na Stare Miasto. Z reduty Banku Polskiego przeszliśmy na ul. Miodową. W dawnej cukierni mieścił się szpital polowy. Akurat przyszedł do niego płk "Radosław" (Jan Mazurkiewicz), gdy Niemcy zaczęli bombardowanie Starówki ciężkimi pociskami. Wszedłem na piętro, gdy kamienica zaczęła się walić. Runęła ściana. Balustrada balkonu spadając, obcięła mojemu młodszemu bratu Tadeuszowi obie nogi. Jego koledze, Zygmuntowi Uklińskiemu ps. Vis, żelastwo obcięło głowę.

Zostaliśmy skierowani na Czerniaków. Mieliśmy bronić szpitala im. św. Łazarza na Książęcej, by nie przerwać łączności między oddziałami. Broniliśmy się aż do kapitulacji.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki