Janusz Prażmy wspomina Powstanie Warszawskie w "Super Expressie": Pamiętam, że miałem tylko jeden granat

2014-07-30 23:16

Brawurowe natarcie na Dworzec Gdański, obrona zakładów Opla, wyciąganie rannych z gruzów Szklanego Domu. To tylko część powstańczych wspomnień Janusza Prażmy (89 l.) ps. Krzysztof, który jako 19-latek walczył w słynnym zgrupowaniu "Żniwiarza" na Żoliborzu. Do powstania poszedł tylko z jednym granatem.

Młodzi i uśmiechnięci chłopcy z dumą prezentują broń, którą na początku sierpnia 1944 roku jeden z ich kolegów odebrał Niemcom. Ta fotografia wykonana przy ul. Krasińskiego 16 to najcenniejsza pamiątka z Powstania dla Janusza Prażmy (89 l.) ps. Krzysztof. - Ten zdobyczny karabin służył nam potem już do końca Powstania - opowiada. Gdy wybuchła wojna, pan Janusz miał 14 lat. Od razu zaangażował się w konspirację, a w lipcu 1943 roku dołączył do Kedywu Obwodu Żoliborz, gdzie mógł sprawdzić się z bronią w ręku. Trafił do oddziału dywersji bojowej, który potem przekształcono w słynną drużynę "Żniwiarza".

Do Powstania poszedł z jednym granatem

Na powstanie czekał z kompanią w Zalesiu, gdzie do początku sierpnia uczyli się obsługiwać broń. Dokładnie pamięta pierwszy dzień Powstania. - Zebraliśmy się przy ul. Promyka na terenie ogródków działkowych. Mieliśmy zdobyć baterię niemiecką artylerii przeciwlotniczej w pobliżu ul. Włościańskiej. Pamiętam, że miałem tylko jeden granat. Walki trwały przez całą noc - mówi. Jego kompania wsławiła się brawurowym atakiem na Dworzec Gdański. Pod koniec sierpnia powstańcze oddziały dwukrotnie szturmowały silnie umocniony przez Niemców gmach. - Braliśmy udział w drugim szturmie. Mieliśmy przeprowadzić pozorowany atak, żeby odwrócić uwagę Niemców. To wszystko jednak wyglądało jak walka kosynierów. Niemcy sprowadzili pociąg pancerny, dobrze wyposażony w broń. Każda próba otwarcia ognia była więc tłumiona - opowiada pan Janusz.

Zobacz: 70. rocznica wybuchu Powstania Warszawskiego. Zobacz oryginalne ZDJĘCIA i OPISY wydarzeń z 1 sierpnia 1944 r.

Doskonale pamięta też niemiecki atak na Szklany Dom przy ul. Mickiewicza, gdy wydobywał z gruzów zabitych i rannych w bombardowaniu. We wrześniu odpierał szturm na strategiczne dla Niemców zakłady Opla. - Gdy razem z kolegami wycofaliśmy się w kierunku Hali Marymonckiej, zauważyli nas Niemcy w czołgu. Pociski trafiły jednego moich kolegów - Kazimierza Lewandowskiego ps. Lewko. To był wyjątkowo dzielny chłopak. Próbowałem go ratować, ale chwilę później zmarł - opowiada pan Janusz. Szczegóły tych dramatycznych dni są wciąż żywe w pamięci pana Janusza. Mimo upływu 70 lat, w trakcie których ukończył studia, napisał wiele książek i podręczników na temat technologii drewna. Dziś wspomina je u boku żony, z którą mieszka na Ochocie.

ZAPISZ SIĘ: Codziennie wiadomości Super Expressu na e-mail

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki