Skazano go za morderstwo, wyszedł na przepustkę i znów zabił. Zamiast ślubu był podwójny pogrzeb

2025-09-11 11:34

To miał być najpiękniejszy dzień w ich życiu. Artur i Monika planowali wesele, jej synek Oskar dorastał u boku zakochanej mamy. Zamiast świętować, rodzina musiała pochować matkę i dziecko. Wszystko przez Artura K. (47 l.), który udusił narzeczoną i jej 3-letniego synka. Była to już jego kolejna zbrodnia. Dziś „dusiciel z Nowowiejskiej” odsiaduje wyrok dożywocia.

Artur i Monika tej jesieni mogliby świętować siódmą rocznicę ślubu. We wrześniu 2018 roku mieli się pobrać. Jej synek Oskar miałby dziś jedenaście lat. Ale zamiast wesela odbył się podwójny pogrzeb. Oskarek i Monika nie żyją. A Artur K. (47 l.) odsiaduje wyrok dożywocia za ich zabicie.

I nie były to jego pierwsze ofiary. Pierwszą ofiarą Artura K. była jego dziewczyna − 20-letnia Renata, którą zamordował w 2004 roku. Gdy mężczyzna odsiadywał wyrok 15 lat więzienia za to zabójstwo, na portalu społecznościowym poznał Monikę, która po rozstaniu z mężem samotnie wychowywała trzyletniego Oskarka. Kobieta zakochała się w rosłym, umięśnionym, przystojnym mężczyźnie. Zaręczyli się. Para mogła spotykać się w „realu”, bo więzień niemal 100 razy był wypuszczany na przepustki.

Gdy 8 września 2018 roku wyszedł na kolejną, zabił narzeczoną i jej synka w ich mieszkaniu przy ul. Nowowiejskiej w Warszawie. Udusił 35-latkę gołymi rękami. Gdy Monika K. straciła przytomność, włożył jej do ust ręcznik. Trzyletniemu Oskarkowi wcisnął w gardło ścierkę i dokończył mord.

Potem wyszedł z kamienicy, jakby nigdy nic. Poszedł na pizzę, wałęsał się po Dworcu Centralnym i nad Wisłą. Na moście Poniatowskiego rozebrał telefon, złamał kartę SIM i wrzucił wszystko do Wisły. Do rzeki trafiły też klucze od mieszkania zamordowanej kobiety. Następnie Artur wsiadł do autobusu i pojechał w kierunku stadionu Legii. Przez kilka godzin spacerował w pobliskim parku. W nocy zgłosił się w komendzie policji przy Wilczej i przyznał się do morderstwa.

Dlaczego to zrobił? − Szatan kazał mi zabić − oświadczył Artur K. policjantom ze Śródmieścia. − Miałem wizję, że ją zabijam. Pamiętam, że wtedy czułem się lepiej, byłem spokojniejszy. Myśl o tym, że to zrobię, dawała mi jakiś spokój − powtórzył też podczas rozprawy. Mężczyzna twierdził też, że opętał go diabeł. „Dusieciel z Nowowiejskiej” wychwalał Boga, nosił opaski z napisami „Bóg jest dobry” oraz „Pan jest moim pasterzem”.

Biegli psychiatrzy nie mieli wątpliwości: Artur K. był poczytalny. Rozpoznano u niego jedynie dysocjacyjne zaburzenie osobowości.

W 2020 roku sąd skazał go na dożywocie. − Każdemu należy się druga szansa. Ale oskarżony Artur K. tę drugą szansę już dostał. I tej szansy nie wykorzystał. Zabił dwie osoby. Dokonał tych zabójstw, odbywając karę pozbawienia wolności za poprzednie zabójstwo − mówił prokurator Przemysław Nowak.

Sąd zdecydował, że Artur K. będzie mógł ubiegać się o warunkowe zwolnienie dopiero po 40 latach. Będzie miał wtedy 81 lat. Na sali rozpraw nie chciał nawet słyszeć wyroku.

Super Express Google News
Sąd Apelacyjny zaostrzył kary w procesie o zabójstwo sześciomiesięcznego Maksia
Sonda
Jaka powinna być kara za zabójstwo?
Pokój Zbrodni
Kamilek z Częstochowy. Trwa proces oprawców chłopca | Pokój ZBRODNI

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki