Warszawa. Desperat z siekierą na Moście Gdańskim

2013-11-22 23:52

Osiem godzin! Tyle trwała policyjna akcja na przeprawie kolejowej mostu Gdańskiego. Funkcjonariusze próbowali ściągnąć z niej szaleńca, który z wielkim nożem w jednym ręku i z siekierą w drugim paradował po rurach ciepłowniczych biegnących nad rzeką. Dopiero późnym popołudniem desperata udało się bezpiecznie obezwładnić i zdjąć z mostu.

Tuż po godzinie 9 rano policję zaalarmowali przerażeni pasażerowie z tramwajów, które kursują obok rur ciepłowniczych. Zobaczyli mężczyznę kręcącego się z nożem po rurach, z których w każdej chwili mógł wpaść do rzeki - wystarczył jeden niepewny ruch.

Natychmiast wstrzymano ruch pociągów, które kursują nad rurami. Policjanci próbowali najpierw porozumieć się z 30-latkiem, ale ten reagował tylko dzikimi okrzykami. Potem do akcji wkroczyli negocjatorzy. Psycholodzy próbowali skłonić mężczyznę, aby zszedł z rur, ale na ich widok desperat wyjął z plecaka jeszcze siekierę i zaczął nią wymachiwać. Akcję przez cały czas zabezpieczały brygady antyterrorystów, które po obu stronach mostu czekały na sygnał do działania. Na moście czekały też wozy policyjne oraz karetki pogotowia. Na Wiśle pływał natomiast patrol policji rzecznej.

Podczas działań policji na moście Gdańskim nie zatrzymywały się tramwaje, a wejść na przystanki pilnowały służby. Do późna wydawało się, że sytuacja jest beznadziejna. Strażacy podświetlali miejsce, w którym przebywał desperat, a policjanci próbowali kusić go ciepłą herbatą. To również nie dawało rezultatu.

PRZECZYTAJ RÓWNIEŻ: Ekolodzy opanowali PKiN

Przełom nastąpił dopiero o godz. 17.40. - Wykorzystując chwilę nieuwagi, nasi funkcjonariusze przyczaili się, podeszli do mężczyzny i sprawnie go obezwładnili - mówi kom. Andrzej Browarek. Po kilku minutach 30-latek został ściągnięty na praską stronę mostu, zakuty w kajdanki i przekazany pogotowiu. - Zostanie przebadany pod kątem zdrowia psychicznego - mówi kom. Andrzej Browarek. Jeżeli okaże się zdrowy, zostanie przesłuchany przez policję. Wtedy też dowiemy się, czy zostanie ukarany mandatem i obciążony kosztami akcji.

Czemu trwało to tak długo? - Miejsce było bardzo niebezpieczne. Padał deszcz, rury były śliskie, więc bardzo łatwo było o błąd, który mógł doprowadzić do tragedii - tłumaczy policjant. - Niestety na razie nie udało się nam poznać motywów działania mężczyzny - dodaje kom. Andrzej Browarek.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki