Problemy stołecznych kierowców MZA zaczęły się wiosną ubiegłego roku, gdy spółka wydała ponad 2,2 mln zł na nowe granatowe mundury dla kierowców. Ci szybko i na własnej skórze przekonali się, że były to pieniądze wyrzucone w błoto. - W tych spodniach i koszuli nie da się normalnie pracować - mówi Tadeusz Dąbrowski (68 l.), kierowca z zajezdni przy Stalowej, który wszczął walkę o lepsze stroje służbowe.
- Materiał, z którego zostały wykonane spodnie, jest strasznie sztywny i nieprzewiewny. Nie da się w nich wytrzymać 10-godzinnej zmiany - opowiada pan Tadeusz. To nie wszystko. Jak twierdzi, u niego i jego kolegów przez felerne spodnie przy miejscach intymnych zaczęły pojawiać się odparzenia i grzybica.
PRZECZYTAJ TEŻ: Warszawa. 116 na objazd
To, że z mundurami coś jest nie tak, potwierdzają badania. - Postanowiłem na własną rękę sprawdzić, czy te spodnie nadają się dla kierowców. Wysłałem próbki materiału do Instytutu Włókiennictwa w Łodzi i zapłaciłem za badania - mówi kierowca. Instytut potwierdził, że spodnie zostały wykonane z materiału, który nie przepuszcza powietrza i nie nadaje się na ubrania służbowe dla kierowców autobusu.
MZA zdaje się jednak nie widzieć problemu. - Na nowe mundury nie dostaliśmy na razie żadnej skargi - twierdzi Adam Stawicki, rzecznik MZA, choć pan Tadeusz skargę na służbowe stroje złożył niejedną. Skąd zatem ogłoszenie o kolejnym przetargu na zakup 2,5 tysiąca marynarek oraz 5 tysięcy sztuk spodni dla kierowców, na które ma pójść ponad 1,8 mln zł? - Odzież służbowa dla kierowców kupowana jest cyklicznie - ucina rzecznik MZA.
Można tylko mieć nadzieję, że nowe stroje wykonane będą z innych materiałów. Pan Tadeusz tego już jednak nie sprawdzi, bo jak twierdzi, za walkę o lepszy byt kierowców został właśnie wyrzucony z pracy.