To była egzekucja

Warszawa. Najkrwawszy napad w historii Polski. Mariola, Agnieszka i Ania zginęły od strzału w głowę

2024-02-02 7:17

Tak bezwzględnej zbrodni nie było w historii naszego kraju nigdy. Cała Polska była wstrząśnięta tym, co wydarzyło się 3 marca 2001 r. w banku przy ul. Żelaznej 67 w Warszawie. Policjanci znaleźli w piwnicy zwłoki kasjerek. W studzience leżało ciało ochroniarza. Bandyci bez mrugnięcia okiem wykonali na nich egzekucję.

Zbrodnia w Kredyt Banku. Najkrwawszy napad w historii Polski

Śledczy zajmujący się sprawą twierdzą zgodnie: to najbardziej brutalny napad w historii. - Młode kobiety z postrzałami w głowie. To była typowa egzekucja - wspominają zaangażowani w sprawę funkcjonariusze. Jak doszło do tej makabry?

Trzej kumple z Łochowa na Mazowszu postanowili szybko się wzbogacić. Dwudziestokilkuletni Krzysztof Matusik, Marek Rafalik i Grzegorz Szelest chcieli ustawić się w jeden dzień do końca życia. Zaplanowali szczegółowo akcję. Sprawa była prosta, bo Matusik pracował jako ochroniarz Kredyt Banku przy ul. Żelaznej 67. Zaplanowali więc, że podstępem dostanie się do środka i wpuści pozostałych dwóch bandytów do środka. Ustalili termin na 3 marca 2001 r. Była sobota, godziny otwarcia banku były krótsze. Matusiak dzień wcześniej zamienił się na zmiany ze Stanisławem Woltańskim. Poprosił, żeby przyszedł za niego do pracy. - Wytypowali go, bo był najstarszy i najbardziej ufny. Wiedzieli, że wpuści Matysiaka pod błahym powodem – mówi śledczy w materiale TVN. Tak też się stało. Rankiem Matusiak zapukał do drzwi. Powiedział, że zapominał wziąć munduru do prania. Stanisław nie podejrzewał, że wpuszcza do środka swojego oprawcę. Bandzior wpuścił swoich kolegów. Szelest strzelił do ochroniarz trzykrotnie. Jego ciało oprawcy wrzucili do studzienki rewizyjnej w podłodze.

Było tuż przed godz. 9, za chwilę do banku przyjść miały kasjerki. Bandyci uprzątnęli krew. Krzysztof przywitał koleżanki przebrany w mundur pracownika ochrony. Matusik przywitał Mariolę, Agnieszkę i Anię. Uśmiechał się wiedząc, że prowadzi je na śmierć. Niczego nie podejrzewające młode kobiety zeszły do piwnicy, gdzie znajdował się sejf z pieniędzmi. Wtedy bandyci sterroryzowali je. - Spokojnie, nic wam się nie stanie – powiedział Szelest. Zmusili jedną z ich do otwarcia sejfu. Liczyli na łup w wysokości miliona złotych. Zamiast oczekiwanej fortuny znaleźli tam równowartość 100 tys. złotych. Byli wściekli. Skok miał sprawić, że staną się bogaczami.

Ich plan zakładał, że przy życiu nie pozostanie żaden świadek, który zdradzi ich tożsamość. Szelest bez mrugnięcia okiem kolejno zastrzelił swoje ofiary. - Strzelał z jednej broni. Zabijał je pojedynczo – mówi w programie TVN24 ówczesny rzecznik stołecznej policji Dariusz Janas. Najpierw zginęła dziewczyna przy kasie pancernej. Klęczała. Szelest podszedł do niej i na oczach koleżanek strzelił jej w głowę. Podszedł do następnej, znów rozległ się huk wystrzału. Ostatnią z nich trafił niecelnie. Ciężko ranna próbowała się podnieść. Wtedy dobił ją, wielokrotnie uderzając kolbą pistoletu w głowę. Cała podłoga spłynęła krwią. Bandyci zawieźli łup dużym fiatem do Łochowa i spalili swoje ubrania. Mieli alibi, bo dokonanej zbrodni pojechali na przysięgę wojskową na pl. Piłsudskiego.

Makabryczne odkrycie. Cztery ciała i brak sprawców

Młody mężczyzna był umówiony o 14 z jedną z kasjerek. Jego dziewczyna nie przyszła na spotkanie, pojechał więc pod bank. Drzwi były zamknięte. Zaniepokojony powiadomił kierownika banku. Ten wezwał policję i kazał wyważyć drzwi. W środku panowała złowroga cisza. Gdy zeszli na dół ich oczom ukazał się makabryczny widok. Trzy młode kobiety leżały w wielkiej plamie krwi. Zamordowanego strażnika śledczy odkryli w studzience dopiero kilka godzin później.

Bandyci łup podzielili po równo. Pieniądze bardzo szybko wydali. Kupili sobie skórzane kurtki i złote łańcuchy. Większość gotówki przepili na dyskotekach. Trzej mężczyźni byli 5 razy zatrzymywani, ale policja nie miała wystarczających dowodów. Początkowo śledczy nie mogli uwierzyć, że za tak małą kwotę bandyci zamordowali aż cztery osoby. Jedną z hipotez była próba wykradzenia kodów bankowych z komputerów. Prawda była jednak zdecydowanie bardziej brutalna.

Przełom w śledztwie

Dopiero po czterech miesiącach od napadu policjanci dokonali przełomu. Rafalik podczas badania wykrywaczem kłamstw pękł i przyznał się do zbrodni. Po pozostałych dwóch sprawców do Łochowa pojechali antyterroryści.

Najbardziej szokująca była wizja lokalna. - Nie widziałem w nich skruchy. Zachowywali się tak, jakby grali w filmie, bez emocji i szczegółowo opisując krok po kroku zbrodnię – powiedział śledczy. Grzegorz na pytanie psychologa jak czuje się po zabiciu czterech osób odpowiedział, że tak samo jak przed zabójstwem. Sąd nie miał wątpliwości, jaki wydać wyrok. 3 czerwca 2022 r. wszyscy trzej sprawcy zostali skazani na dożywocie. Grzegorz Szelest, który zastrzelił wszystkie cztery ofiary, będzie mógł starać się o przedterminowe zwolnienie po 40 latach, Krzysztof Matusik po 35 latach, a Marek Rafalik po 25 latach.

Sonda
Czy w Polsce powinna obowiązywać kara śmierci?

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki