Wielki pies rozszarpał jej Leosia. „Nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzę”
Do dramatycznych wydarzeń doszło we wtorek, 14 października, na ulicy Walecznych na Saskiej Kępie. Pani Elżbieta spacerowała ze swoim ukochanym psem Leosiem, gdy nagle z jednej z posesji wybiegł duży, agresywny pies, przypominający pitbulla lub amstaffa. Zwierzę bez ostrzeżenia rzuciło się na małego teriera, dosłownie rozszarpując go na oczach przerażonej właścicielki.
„Szłam z opuszczoną głową, trzymałam Leosia na smyczy, on zatrzymał się i wąchał sobie trawkę. Nagle zobaczyłam - to był ułamek sekundy - jak wielki łeb jest na Leosiu” – relacjonuje w rozmowie z TVN24 pani Elżbieta. Kobieta natychmiast ruszyła na pomoc swojemu pupilowi, próbując wyrwać go z paszczy napastnika. Niestety, agresywny pies był nie do powstrzymania.
„Próbowałam Leosia wyswobodzić z tych szczęk. Ten pies pojawił się nagle i po prostu go dopadł. Nie było żadnego ostrzeżenia, nie było interakcji między psami. Ten pies wybiegł bez żadnego zabezpieczenia, smyczy czy kagańca. Na moich oczach rozerwał mojego psa” – mówiła zrozpaczona pani Elżbieta, cytowana przez portal.
Na pomoc zrozpaczonej kobiecie ruszyli świadkowie zdarzenia. Jak relacjonuje jedna z kobiet, która widziała atak, interweniowało kilka osób. Polewali agresywnego psa wodą, próbowali go odciągnąć, a nawet rzucali kurtkę między zwierzęta. Niestety, początkowo nic nie skutkowało. Dopiero po dwukrotnym polaniu wodą agresor odpuścił i uciekł z miejsca zdarzenia.
Pani Elżbieta i Leoś zostali natychmiast przewiezieni do lecznicy weterynaryjnej. Niestety, mimo wysiłków weterynarzy, życia małego teriera nie udało się uratować. Kobieta sama również wymagała pomocy medycznej. W wyniku pogryzienia doznała złamania dwóch palców i ma pokaleczone dłonie. Spędziła jeden dzień w szpitalu. Dostała serię zastrzyków, m.in. przeciwko wściekliźnie i tężcowi.
Polecany artykuł:
„Leoś umarł, sama jestem pogryziona i mam złamane palce”. Właścicielka w szoku po stracie ukochanego psa
Pani Elżbieta zgłosiła sprawę na policję i apeluje o ukaranie właścicieli agresywnego psa. Jak podkreśla, czuje się odpowiedzialna za to, by zapobiec podobnym tragediom w przyszłości. W okolicy jest przedszkole i wiele małych dzieci, które mogą stać się kolejnymi ofiarami nieodpowiedzialnych właścicieli. – Leoś umarł, sama jestem pogryziona i mam złamane palce. Nie wiem, jak sobie z tym wszystkim poradzę. Jestem na silnych lekach, mam stany lękowe i nie wiem, jak sobie z tym dam radę – wyznała w rozmowie z reporterką TVN24.
Mieszkańcy alarmują: To nie pierwszy atak tego psa!
Mieszkańcy Saskiej Kępy potwierdzają, że agresywny pies już wcześniej stwarzał zagrożenie. – To nie jest pierwsza taka sytuacja. Ten pies pogryzł już niejedną osobę i niejednego psa. Jest puszczany bez zabezpieczenia, bez smyczy, bez kagańca – twierdzi Kinga Morlińska, adwokatka i wiceprzewodnicząca sekcji praw zwierząt przy Okręgowej Izbie Adwokackiej, cytowana przez TVN24.
Adwokatka podkreśla, że właściciele psa powinni zostać ukarani mandatem na podstawie artykułu 77 Kodeksu wykroczeń. Apeluje również o wyciągnięcie szerzej idących konsekwencji, ponieważ poszkodowana została również właścicielka zmarłego psa.
– Takie sytuacje nie mogą pozostawać bezkarne. Właściciele agresywnych psów nie mogą mieć świadomości, że takie wypadki uchodzą im na sucho, a to się niestety często zdarza, bo ludzie nie zgłaszają takich incydentów na policję, a nawet jeśli zgłaszają, to jest to bagatelizowane – zaznacza Morlińska.
Przypomina również, że na właścicielu zwierzęcia spoczywa obowiązek zabezpieczenia posesji w taki sposób, żeby zwierzę nie mogło się wydostać. – Jeśli się wydostanie, właściciel ponosi za to odpowiedzialność – dodaje.