Sebastian zaginął bez śladu. "To był porządny chłopak"
Latem 2024 roku Sebastian po prostu zniknął. Nikt nie wiedział, co się z nim stało. Szukano go dniami i nocami. Policjanci kryminalni z Ostrołęki i wydziału poszukiwawczego mazowieckiej komendy przeczesywali rzeki, bagna i blisko 700 hektarów lasów, wykorzystując m.in. drony. Słyszymy od nich: "Za punkt honoru postawiliśmy sobie rozwiązanie tej sprawy". Miasteczko wstrzymało oddech. – To był porządny chłopak. Zawsze dawał znać, gdzie jest – mówią sąsiedzi.
Wstrząsające wyznanie
Niespodziewanie nastąpił przełom. Damian S. (22 l.), kolega Sebastiana, został zatrzymany w grudniu, kilka miesięcy po zaginięciu mężczyzny. Po długich godzinach przesłuchań złożył szokujące zeznania. Opowiedział o imprezie na działkach, o samochodowej przejażdżce, która skończyła się tragedią w lesie. O awanturze. O ciosie, który trafił Sebastiana prosto w tchawicę. – Już się nie podniósł – zeznał. Wraz z drugim oprawcą, Mateuszem T. (27 l.), rozebrali ciało i zakopali je przy ul. Żurawiej. Podobno liczyli, że nago rozłoży się szybciej. Zasłonili gałęziami, rozrzucili śmieci. Dla zmylenia śladów brali też udział w poszukiwaniach Sebastiana G.
Zginął, bo chciał ochronić dziewczynkę?
A wszystko zaczęło się od rozmowy. Z nieoficjalnych ustaleń wynika, że Sebastian miał zwrócić uwagę Mateuszowi, że ukrywa nieletnią córkę jego znajomej – dziewczynkę, która uciekła z domu. – Co ona u ciebie robiła? – miał zapytać. Nie chciał kłótni. Chciał pomóc. Chciał ratować dziecko. Czy przez to zginął?
Jeden się przyznał. Drugi milczy
Proces toczy się przed Sądem Okręgowym w Ostrołęce. Damian S. przyznał się i złożył obszerne wyjaśnienia. Wsypał Mateusza T. Ten milczy jak grób, nie przyznaje się do winy. Ale prokuratura nie ma wątpliwości: obaj odpowiadają za pobicie ze skutkiem śmiertelnym. Grozi im do 15 lat więzienia. Proces właśnie ruszył.
Z uzyskanych na potrzeby śledztwa opinii biegłych z zakresu medycyny sądowej wynika, że Sebastian G. zmarł przed zakopaniem. Doznał obrażeń ciała w postaci licznych podbiegnięć krwawych oraz pośmiertnej amputacji kciuka lewej dłoni.
Zbiorowa amnezja? Matka liczy, że cała prawda wyjdzie na jaw
Mieszkańcy Myszyńca nie mogą się otrząsnąć. – Znali się przecież. Jeździli i bawili razem. Jak mogli go tak potraktować? – pyta jeden z sąsiadów. Zapanowała zmowa milczenia. Świadkowie rzekomo niczego nie pamiętają. Telefony zniknęły, jeden "wpadł do rębaka". Wszyscy milczą.
- Chcemy dowiedzieć się prawdy, a póki co nic nie wiemy - mówi nam krótko przed salą sądową Teresa G., matka Sebastiana.