50 twarzy Greya SZKODLIWE! Seks na wzór bohaterów nie wychodzi Polakom?

2015-04-14 10:59

50 twarzy Greya miało być filmem, który przekracza granice. Wyuzdany seks, gorące sceny, nadzy aktorzy, biczowanie i orgazmy. Na 118 minut filmu sceny łóżkowe zajmują 19 minut. To jeszcze nie powód do dumy. Ponadto próby naśladowania głównych bohaterów w zaciszu domowej sypialni często kończą się porażką. Dlaczego?

50 twarzy Greya w wersji kinowej miało być absolutnym hitem reżyserzy podkręcali atmosferę wokół produkcji sugerując, że sceny seksu miały byc nagrywane ponownie, przesuwając datę premiery i sugerując romanse między aktorami. Ostatecznie 50 twarzy Greya wypadło blado. Na prawie dwugodzinny (dokładnie 118 minut) film, sceny seksu trwają zaledwie 19 minut (30 minut do pierwszego pocałunku, 42 do pierwszej sceny łóżkowej i 65 do pierwszego momentu, w którym na ekranie można zobaczyć penisa. Do tego 35-krotnie widzimy sutki (21 razy męskie, 14 razy kobiece) i zaledwie osiem razy pośladki (dwukrotnie męskie, sześciokrotnie kobiece). W dodatku w filmie bohaterowie 14-krotnie dają sobie klapsa - czy to ręką, czy za pomocą rozmaitych akcesoriów. Wynik nie jest imponujący jak na "bulwersujące dzieło o sado-maso".

Zobacz: Gwiazdy chcą zmiażdżyć Rozenek. Pamiętasz mycie toalety?

- Sadomasochizm jest rzadkim zjawiskiem seksualnym, więc budzi ciekawość – i tyle. Nie zapominajmy, że gdy sadomasochizm zaczyna być preferencją dominującą w życiu seksualnym, to traktuje się to jako zaburzenia preferencji, tak jak pedofilia czy ekshibicjonizm – mówi w rozmowie z Faktem Lew-Starowicz.

50 twarzy Greya może bardziej szkodzić w sypialni. Kobiety, które pragną seksu z osoba podobną do Greya i w myśl zasad przedstawionych w filmie mogą sie rozczarować. Sadomasochizm to rzadkie zjawisko, na które w dodatku obie strony muszą się godzić. Bicie kobiet przez mężczyzn, którzy tego nie lubią nie ma większego sensu.

- Prezentacja seksu sado-maso w sztuce zawsze dotąd odbywała się z ręki mężczyzn. To oni wydawali się być nim zainteresowani. Podwaliny literackie dał oczywiście Markiz de Sade. To była mocna, „męska”, najczęściej wyrafinowana sztuka. Tym razem seksem sado-maso zainteresowały się kobiety. „50 twarzy Grey'a” to damski punkt widzenia na seks oparty na dominacji i podporządkowaniu. Nie jest on wyrafinowany (jak wcześniejsze „męskie” doświadczenia), nie jest elitarny, nie jest też obarczony intelektualnym uzasadnieniem. Ma za to smak kultury popularnej, łatwo zrozumiałej nawet dla odbiorców bez żadnego wykształcenia i zamiast rozważań natury etycznej, czy estetycznej wprowadza tanią, podlaną melodramatyzmem psychologię, rodem ze słabego serialu. Moim zdaniem przyjmie się, powstanie (także u nas) więcej sklepów z akcesoriami BDSM a wychodzący dziś z kina i narzekający na to, że było nudno, panowie i panie już powinni szykować tyłki na seksowne biczowanie przez swoich partnerów i partnerki – pisze na swoim blogu Tomasz Raczek.

Pytanie tylko co, jeśli panowie i panie rozczarują się po takim biczowaniu? Jest to bardzo prawdopodobne.

- Jeśli ktoś pójdzie do sex shopu, kupi kajdanki i pejczyk, raz zabawi się z ukochaną, to nie ma w tym nic złego – oczywiście jeśli obydwie osoby są zainteresowane takim urozmaiceniem. Jeśli sadomasochizm jest jednak formą dominującą, to mówimy już o zaburzeniu, które trzeba leczyć u seksuologa. Statystyczna pani Kowalska po lekturze czy obejrzeniu filmu prędzej puknie się w głowę, niż da klaps mężowi – komentuje Lew-Starewicz.

Film jako twór artystyczny sam w sobie można obejrzeć. Ale utożsamianie się z zachowaniem bohaterów (jeśli wcześniej nie mieliśmy takich marzeń) może szkodzić i psuć seks.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki