Od swojej cioci Anieli, która prowadziła teatr szkolny w liceum w Biłgoraju wciąż słyszałam o jej zdolnym uczniu Stefanie. Miała mi go nawet przedstawić, ale wciąż nie było okazji. Potem on studiował w Warszawie, a ja w Krakowie - wspomina Alicja Jachiewicz.
Do głowy by jej nie przyszło, że za kilkanaście lat ich drogi się zejdą, a między nimi wybuchnie płomienne uczucie. Piękna, prawdziwa miłość.
- Moje pierwsze małżeństwo było bez przyszłości, Alicja też tkwiła w nieudanym związku. Znaliśmy się ze słyszenia przez panią profesor, jej ciocię, i z widzenia, bo miała na koncie kilka znaczących ról, które dały jej popularność. Pretendowała m.in. do roli Oleńki w „Potopie”, ale nigdy osobiście jej nie poznałem. Pamiętam ten moment do dziś. Hall Teatru Bagatela w Krakowie i ona. Pomyślałem sobie, że jest piękną, młodą kobietą. Olśniła mnie swoją urodą - wspomina Stefan Szmidt.
Pani Alicja już wiedziała, że to będzie miłość od pierwszego wejrzenia.
- U mnie zakochanie objawia się tak, że mam miękkie kolana. Wtedy dokładnie coś takiego poczułam. Gdy poznałam Stefana bliżej zobaczyłam w nim mojego ukochanego dziadka. Dał mi poczucie bezpieczeństwa, to nie była szalona miłość, dla której traci się głowę, ale takie bardzo głębokie i prawdziwe uczucie. Zobaczyłam w Stefanie człowieka, któremu mogę zaufać. Miałam wrażenie, jak byśmy się znali od zawsze, a przecież nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy - wspomina pani Alicja.
Przełomowym momentem ich miłości był 6 grudnia 1975 roku. Ona jechała do Warszawy na zdjęcia do filmu "Zofia" w reż. Ryszarda Czekały (†69 l.), on w ostatniej chwili wpadł na dworzec. - Stefan zapukał w szybę. Przyjechał, żeby wręczyć mi mikołajkowy prezent - rondelek z Mikołajkiem. To był szalony pomysł. Stefan wyciągnął mnie na peron, pociąg odjechał, a ja rano musiałam być na planie - śmieje się Alicja Jachiewicz.
Pan Stefan nie widział innej możliwości. Postanowił odwieźć swoją ukochaną Alicję na zdjęcia do Warszawy.
- To była szalona podróż, bo rano musieliśmy zdążyć na plan. Nocowaliśmy po drodze w hotelu. Alicja zażądała oddzielnych pokoi - opowiada Szmidt. Rano zaskoczył ją, bo wypastował jej buty, zrobił śniadanie.
Na planie "Zofii" okazało się, że aktor, który miał zagrać jej męża, nie dojechał.
- Ryszarda Hanin (†75 l.), opiekunka mojego roku w szkole teatralnej, która grała w tym filmie tytułową bohaterkę, stwierdziła, że po co mają kogoś szukać, skoro przypadkowo jest Stefan. Reżyser jej pomysł zaakceptował i tak zagrałem męża swojej przyszłej żony. Jak się po latach okazało nie po raz ostatni - śmieje się pan Stefan.
Rok później byli już po ślubie. Niebawem urodziła im się córka Dominika.
- Zaczynaliśmy od zera, nie mieliśmy niczego, ale mieliśmy siebie. Po trudnych, niespełnionych poprzednich związkach wreszcie znaleźliśmy miłość. Chcieliśmy być rodziną i to nam się udało - mówi z uśmiechem Stefan Szmidt.