Andrzej Zaorski: Musiałem przywyknąć do cukrzycy

2013-06-24 4:00

Andrzej Zaorski, aktor i reżyser, na cukrzycę choruje od blisko 20 lat. Musiał się do niej przyzwyczaić. Zmienił dietę, regularnie mierzy glukozę, a w razie potrzeby wstrzykuje insulinę. I, jak sam przyznaje, nauczył się całkiem normalnie żyć z chorobą.

- Cukrzyca to tzw. schorzenie cywilizacyjne. Podobno w większości sami na nie pracujemy, niezdrowo się odżywiając, prowadząc mało aktywny fizycznie tryb życia, nie dbając o swoje zdrowie psychiczne... A artyści, wiadomo, jaki tryb życia prowadzą...

- Cóż, nie mogę powiedzieć, że prowadziłem się zdrowo. Moim ulubionym daniem była golonka, którą raczyłem się przy każdej okazji, bo akurat moja żona Ewa tego dania nie robiła. Zdarzało się do tej goloneczki coś wypić, a jakże. Byłem bardzo aktywny zawodowo, wciąż jakieś występy, wyjazdy i związane z tym stresy. No i kiedyś musiało to się źle skończyć.

- O cukrzycy mówi się, że rozwija się powoli i daje konkretne, łatwe do uchwycenia objawy - nadmierne pragnienie, częste oddawanie moczu, senność, uczucie osłabienia, swędzenie skóry, to tylko niektóre z nich. Pana organizm nie sygnalizował w ten czy inny sposób, że coś jest nie tak?

- Pewnie sygnalizował, ale przez dłuższy czas nie zwracałem na to uwagi. Czy ktoś, kto zaczyna częściej korzystać z toalety, zastanawia się nad tym, dlaczego? No, chyba że już naprawdę te wypady do ubikacji zaczynają przeszkadzać w normalnym funkcjonowaniu. Ale pamiętam taką sytuację: akurat byliśmy z naszym "Polskim zoo" w Ameryce, siedzimy sobie przy obiedzie, do którego podano jakieś wino. Trochę słodkawe. Wypiłem dwa kieliszki i poczułem się dziwnie słabo. Ale jeszcze nie kojarzyłem tego z jakąś chorobą. Zaś po powrocie do kraju zaczęło mi się drętwienie nóg. I dopiero wtedy się przestraszyłem, bo mój kolega tak miał. Okazało się, że to stwardnienie rozsiane. I on zmarł. Poszedłem do lekarza, który od razu skierował mnie na badania. No i wyszła cukrzyca. Skakałem z radości, że to cukrzyca, a nie stwardnienie rozsiane!

- Drętwienie nóg może świadczyć o tzw. neuropatii cukrzycowej, a to oznacza, że choroba jest już zaawansowana... Chodził więc pan z tą cukrzycą długo...

- Prawdopodobnie tak. Na szczęście trafiłem na dobrych lekarzy, którzy odpowiednio ustawili cukier. Nie obyło się niestety bez insuliny, w moim przypadku na tabletki było za późno. Zastrzyki szybko zaakceptowałem, szybko też doszedłem do perfekcji w ich robieniu.

- Dużo tych zastrzyków w ciągu dnia?

- Zaczynam o szóstej rano, wtedy jest pierwszy pomiar poziomu glukozy. Każdego dnia mierzę sobie tę glukozę 6-7 razy dziennie i, w zależności od poziomu, wstrzykuję odpowiednie dawki insuliny. Albo nie - jeśli nie ma takiej potrzeby.

- Udar, który przeszedł pan w 2003 r., pewnie miał wpływ na przebieg cukrzycy?

- Tak, ten udar rozregulował mi poziom cukru. W związku z tym przytrafiały mi się różne incydenty, nierzadko stanowiące zagrożenie dla życia. Kiedyś załatwiałem jakieś sprawy w mieście, zakupy, krawca itp. i nagle musiało mi się zrobić słabo, bo pamiętam tylko, jak przejechałem przez skrzyżowanie, chyba zresztą na czerwonym świetle. Ocknąłem się po dwóch godzinach. Szczęśliwie udało mi się zjechać przedtem na pobocze. I nie wiem, jak mogłoby się to skończyć, gdyby nie czerwone papryki. To one musiały uratować mi życie. Papryki uwielbiam, kupiłem wtedy cały kilogram i pewnie zacząłem je jeść, kiedy tak dramatycznie zaczął mi spadać poziom cukru. Żona, która po mnie przyjechała, znalazła pod siedzeniem dwa ogryzki.

- Takich incydentów było dużo?

- Aż takich nie. Ale zdarza się, że nagle cukier mi wariuje.

- Golonka, alkohol chyba poszły w odstawkę?

- Musiały. Teraz wieprzowiny nie jadam, głównie indyka, wołowinę, ciemne pieczywo, które bardzo lubię. Kieliszek czy dwa czerwonego wytrawnego wina mogę od czasu do czasu wypić, ale do alkoholu mnie nie ciągnie. Jem dużo warzyw. Owoców mniej, bo większość zawiera dużo cukru. Najchętniej jadam truskawki, zwłaszcza takie kwaśne, a że teraz sezon, to sobie ich nie żałuję.

- Żona dba o pana, podsuwa co bardziej smakowite kąski, przypomina o wizytach u lekarza?

- Jest cudowną kobietą, robi mi kanapki do samochodu, przypomina o kontrolowaniu cukru, choć nie musiałaby tego robić, bo u mnie wszystko chodzi jak w zegarku. Ale to miłe, że tak robi.

- Diabetycy, którzy już zdążyli oswoić się z chorobą, twierdzą, że można z nią żyć normalnie. Oczywiście pod warunkiem, że przestrzega się zaleceń lekarza. Pan jest jednak cukrzykiem po przejściach, bo jeszcze ten udar...

- I mnie też żyje się prawie normalnie. Co prawda już nie występuję, choć czasami mi się zdarza, ale teraz głównie reżyseruję. Jeżdżę po Polsce, jak poprzednio, chociaż mniej intensywnie. Marzy mi się wystawienie jeszcze wielu spektakli, a teraz przymierzam się do wystawienia "Policji" Mrożka, w warszawskim teatrze Kwadrat, gdzie kiedyś występowałem jako aktor.

- Podobno gdy po udarze znalazł się pan w szpitalu, to pierwsza myśl, jaka przyszła panu do głowy, to "czy ja będę jeszcze miał poczucie humoru...?". To takie ważne?

- Dla artysty kabaretowego poczucie humoru jest bardzo ważne. Na całe szczęście poczucie humoru mi pozostało,. Pewnie dzięki niemu również łatwiej mi przyszło zaakceptować chorobę.

Player otwiera się w nowej karcie przeglądarki